Czy w palmiarni umierają zwierzęta i rośliny?
LEGNICA. Za zimno? Zbyt ciasne klatki? Zła dieta? Legniccy radni Koalicji Obywatelskiej, po przeprowadzonej w palmiarni kontroli biją na alarm, że w trakcie remontu obiektu mogło dojść do zaniedbań zarówno w stosunku do zwierząt, jak i do roślin. Ratusz przekonuje, że fauna i flora zostały w odpowiedni sposób zabezpieczone. - Udało nam się zdobyć wykaz zwierząt, które padły od ubiegłego roku. Okazuje się, że przyczyna zgonu rzadko kiedy była naturalna. Często była to sytuacja dotycząca zawałów serca, hipotermii, wyziębienia, co pokazuje, że obawy o niewystarczający poziom zabezpieczenia choćby temperatury w obiekcie palmiarni jest uzasadniony - mówi Jarosław Rabczenko, radny Koalicji Obywatelskiej.
- Wśród zwierząt, które padły jest 13 papug, 14 żółwi, 1 małpa marmozeta, papuga Balbinka mówiąca ludzkim głosem. Są to też te papugi ary, które miały rozsławiać palmiarnię - jedna padła, jedna została przekazana do ZOO do Poznania. Jak weszliśmy do tych pomieszczeń administracyjnych, gdzie zostały przeniesione zwierzęta - grało głośno radio, żółwie leżały w wannie, nad którą wisiały jakieś ścierki - relacjonuje Aleksandra Krzeszewska, radna Koalicji Obywatelskiej.
- Chcemy też sprawdzić pozwolenia chociażby na wycinkę palmy, która miała ponad sto lat - mówi z kolei Karolina Janczewska- Szymkowiak, radna KO.
Tymczasem ratusz zapewnia, że i proces inwestycyjny w palmiarni i sama opieka nad zwierzętami jest prawidłowa, a sami radni uczestniczyli w całym procesie inwestycyjnym i brali udział w wyjazdowych komisjach odbywających się na terenie palmiarni.
- Muszę się odnieść choćby do tej rzekomo stuletniej palmy. Obecna palma daktylowa, która została wycięta niedawno to palma zasadzona w 1978 roku. Drzewo osiągnęło maksymalny wzrost i zgodnie z opinią dendrologa musiało zostać wycięte, bo było całkowicie spróchniałe w środku. Zapewniam, że nikt nie wycinałby drzew bez odpowiedniej zgody. Jeśli chodzi o inne rośliny, to na czas remontu zostały one w należyty sposób zabezpieczone, a te największe przeniesione w inne, przestronne miejsca - wyjaśnia Ewa Szczecińska- Zielińska, dyr. wydz. promocji i komunikacji społecznej w urzędzie miasta.
Dyrektor wydziału odpiera też zarzuty, jakoby w nieogrzewanej palmiarni przetrzymywano zwierzęta.
- Żadne ze zwierząt nie było w obiekcie nieogrzewanym. Z kolei co do ilości zwierząt, nie kilkanaście a 7 ptaków odeszło - niektóre z naturalnych przyczyn, inne z przyczyn chorobowych: indyczka miała nowotwór wątroby, paw miał ostrą niewydolność płuc, a papuga niewydolność krążenia, kolei małpka zmarła na zawał serca, a kilka żółwi nie wybudziło się z hibernacji - wylicza Ewa Szczecińska - Zielińska.
Tymczasem rzeczniczka poznańskiego ZOO, gdzie trafiła Hela- jedna z potężnych legnickich papug nie ukrywa, że zdaniem pracowników, którzy po arę przyjechali - ptak był przetrzymywany w nieodpowiednich warunkach.
- Nasi pracownicy zastali zwierzęta w warunkach, które nie zapewniały dobrostanu zwierząt. Ptak był w bardzo złym stanie. Był pozbawiony piór na całej brzusznej części. Ptaki wyrywają sobie pióra z rożnych powodów, m.in. jest nim stres. Po 4 miesiącach, jak ptak jest u nas, możemy stwierdzić, że ptak był najprawdopodobniej karmiony wyłącznie ziarnem, a to nie jest wystarczający sposób karmienia. Ten ptak w ogóle nie wiedział, jak poradzić sobie z owocami czy warzywami - mówi Małgorzata Chodyła, rzeczniczka ZOO w Poznaniu.
- Zwierzęta miały podawane jedzenie według zalecanej diety, miały odpowiednią ilość płynów, miały odpowiednią temperaturę, więc nie można mówić tutaj o jakimś zaniedbaniu jeśli chodzi o opiekę nad tymi zwierzętami. W palmiarni w pewnym momencie, w związku z remontem, przestało działać ogrzewanie, ale w tym obiekcie nie było już większości roślin i nie było tam zwierząt - mówi Ewa Szczecińska- Zielińska z legnickiego ratusza.
- Przede wszystkim staramy się trzymać faktów, na razie chcemy uzyskać odpowiedzi na wszystkie pytania, które nas nurtują. Chodzi o to, żeby nie ferować wyroków, być może one są nieuzasadnione, tego nie wiemy. Jak tylko potwierdzi się to, co widzieliśmy na własne oczy, automatycznie podejmiemy dalsze kroki prawne – zapowiada z kolei radny Jarosław Rabczenko.