Strażnik: Moje dzieci były spokojniejsze
LEGNICA. Przeraźliwy pisk w środku nocy. Nie ma rady - trzeba wstać i specjalnym mlekiem w butelce ze smoczkiem trzeba je nakarmić. Czasem i to nie wystarcza. Ślepym jeszcze szczeniętom, które ktoś wyrzucił do śmietnika, trzeba dać poczucie ciepła, jakie miałyby przy mamie.
Niełatwego zadania podjął się legnicki strażnik miejski. Przypomnijmy, szczenięta tuż po tym, jak przyszły na świat, ktoś wyrzucił w kartonie do śmietnika. Na szczęście zostały zauważone przez okolicznych mieszkańców. Potem się okazało, że 3 psiaki nie przeżyły, a dwoma trzeba się zaopiekować. Jak dziećmi. Podjął się tego Michał Dudzic, legnicki strażnik miejski.
- Jak zobaczyłem te szczenięta... po prostu serce nie pozwoliło mi zrobić nic innego. Pierwsze co, telefon do żony. Podjęliśmy wspólnie decyzję: odchowamy - mówi strażnik miejski.
Specjalista Robert Kuczak z podziwem patrzy na swojego kolegę z pracy: - Nie każdy by się tego podjął, zwłaszcza, że Michał ma już swojego dorosłego psa. Cieszymy się, że kolega wziął te szczenięta pod swoją opiekę. Z tego co wiem, noce ma zarwane, bo piszczą i skamlą, jak to szczeniaki.
- Pierwsza nocka była mocno zarwana - przyznaje Michał Dudzic. - Co półtorej godziny, a nawet co godzinę się budziły i trzeba było je karmić. Był moment, że suczka nie chciała się uspokoić - przeraźliwie piszczała. Pomogło dopiero, gdy wziąłem ją na brzuch, otuliłem rękami i zacząłem głaskać. Poczuła ciepło i było już dobrze - wspomina pierwszą noc strażnik miejski.
Teraz, by ślepe jeszcze szczenięta mogły poczuć namiastkę ciepła, trzeba do pudełka wkładać butelki z ciepłą wodę owinięte w kocyk.
- To jest jak z małymi dziećmi. Tylko powiem szczerze, że moje chyba były spokojniejsze od tych piesków - śmieje się strażnik miejski.