"Razem" o Marszu Niepodległości
LUBIN. Minęło już 10 dni od zorganizowanego w dniu 11 listopada Marszu Niepodległości, a nie cichną głosy oburzenia i krytyki dla wydarzeń, które miały wtedy miejsce. Do krytyków przebiegu marszu oprócz części dziennikarzy, polityków opozycji i historyków, przyłączył się również Parlament Europejski. Lokalni politycy partii Razem podsumowują wydarzenia i próbują wyjaśnić skąd bierze się tak ostra krytyka.
Marsz Niepodległości wciąż budzi emocje. Krytykę wydarzenia wyrażają politycy, dziennikarze i historycy. - Opinię wyraził nawet Parlament Europejski, który przyjął rezolucję, w której znalazł się zapis wzywający polski rząd do potępienia ksenofobicznego i faszystowskiego marszu niepodległości. Zagraniczne media m.in. CNN, BBC, Al-Jazeera bardzo krytycznie pisały o tym co wydarzyło się 11 listopada. Nawet prawicowy FOX NEWS określił marsz skrajnie prawicowym. Skąd taka krytyczna ocena tego marszu odbywającego się w rocznicę odzyskania niepodległości? Wynika ona przede wszystkim z formy organizacji i przebiegu tego wydarzenia. Organizatorem jest Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, w skład którego wchodzą Młodzież Wszechpolska (MW) oraz Obóz Narodowo Radykalny (ONR). Są to prawicowe organizacje o podłożu nacjonalistycznym. Obie funkcjonowały przed II wojną światową i znane były z radykalnych działań. Szczególnie ONR, który w sposób jawny odwoływał się do ideologii faszystowskiej. Członkowie ONR byli przeciwnikami demokracji, a politykę chcieli kształtować na ulicy przy pomocy siły. Tworzyli getta ławkowe i bili ludność żydowską. W wyniku swoich działań ONR został zdelegalizowany w 1934 i zszedł do podziemia. Obie te organizacje przestały funkcjonować przed II wojną światową. Ich reaktywacja nastąpiła na początku lat 90-tych.
Współcześnie ONR i MW odwołują się do ideologii swoich przedwojennych protoplastów, stąd organizowane przez nich akcje wzbudzają takie kontrowersje, szczególnie największa organizowana przez te organizacje manifestacja, czyli Marsz Niepodległości. W tym roku, podobnie jak w latach poprzednich na marszu pojawiły się transparenty i hasła nawołujące do rasizmu i ksenofobii. Młodzi ludzie maszerowali z zielonymi opaskami na ramieniu, niosąc dumnie sztandary z falangą. Organizatorzy zaprosili do udziału prawicowe bojówki z innych krajów. Wśród gości był m.in. włoski neofaszysta, skazany za terroryzm Roberto Fiore. To skandaliczne i niedopuszczalne, żeby takie organizacje, prezentujące skrajne, antydemokratyczne poglądy brały udział w obchodach jednego z najważniejszych dla nas świąt. Wstydzić się powinni również ci wszyscy, którzy zapraszali na ten marsz. Był to m.in. związek zawodowy Solidarność. Po marszu, gdy dziennikarze i część polityków zaczęli zgłaszać nieprawidłowości do jakich dochodziło, pierwszą reakcją rządzących była obrona organizatorów i uczestników. Premier Szydło twierdziła, że w Polsce nie ma mowy o rasizmie, minister Błaszczyk zrugał dziennikarza pytającego o przebieg marszu. Takie reakcje obozu rządowego spowodowały, że organizatorzy poczuli się na tyle pewnie, że już na drugi dzień rzecznik MW udzielił skandalicznego wywiadu, w którym mówił o separatyzmie rasowym. Na oficjalnym profilu pojawił się wpis wskazujący na to, że czarnoskóry nie może być polakiem. Dopiero ostra reakcja prezydenta Andrzeja Dudy przywróciła rządzącym trzeźwość myślenia. Andrzej Duda nazwał rzeczy po imieniu. Nie ma w Polsce miejsca na ksenofobię, nacjonalizm i antysemityzm. Działania osób krytykujących wydarzenia z 11 listopada doprowadziły do wszczęcia przez prokuraturę śledztwa ws. publicznego propagowania faszyzmu, lub nawoływania do nienawiści podczas marszu niepodległości. Pojawia się pytanie dlaczego politycy i część dziennikarzy tolerują w przestrzeni publicznej takie organizacje i organizowane przez nie wydarzenia? Odpowiedź nie jest skomplikowana. Chodzi o odpowiednie kanalizowanie gniewu i wykorzystanie tych środowisk do walki politycznej. Poprzedni rząd Platformy Obywatelskiej spychał środowiska nacjonalistyczne na margines, nieudolnie próbował z nimi walczyć nie próbując problemu rozwiązać. To spowodowało narastanie gniewu i frustracji. PiS nie chce pójść tą drogą. Udając, że nie ma problemu, dając tym środowiskom prawo do zawłaszczania polskiej historii, próbuje zyskać kolejnych wyborców. Jednocześnie unika otwartego stawania z nimi ramię w ramię podczas obchodów, bojąc się ich nieobliczalności i nie chcąc ponosić bezpośredniej odpowiedzialności za głoszone hasła. Organizuje obchody w innych miastach, oddając Warszawę w ręce skrajnej prawicy. Problem z organizacjami nacjonalistycznymi nie jest tylko problemem dużych miast. Coraz częściej można zaobserwować proporce ONR podczas lokalnych obchodów. Podczas, gdy inne organizacje polityczne nie afiszują się ze swoimi symbolami i biorą udział w lokalnych świętach no logo, skrajna prawica usilnie próbuje zaistnieć w świadomości obywateli i epatuje symbolem falangi, a lokalni włodarze coraz chętniej i bez refleksji na to przystają twierdzi lubinianin Damian Cacek, z Partii Razem