Nie chcą takiej reformy Rad Osiedlowych. "Zamach" na małe ojczyzny!
POLKOWICE. 2 czerwca radni miejscy w Polkowicach zadecydowali większością głosów: koniec rad osiedlowych w dotychczasowej formule. Na stronie Urzędu Miasta i Gminy Polkowice tak uzasadniano "reformę" Polkowickich Rad Osiedlowych: - W naszej opinii, a także wielu mieszkańców rady osiedlowe wyczerpały potencjał, jaki miały na początku swojej działalności . Skupiły się głównie na organizacji imprez kulturalno-sportowych, a nie na tym, na czym powinny się skupić, czyli na roli opiniodawczo-doradczej dla organów gminy: burmistrza i rady miejskiej... - przekonywał Wojciech Żbikowski z polkowickiego Ratusza.
Koniec sprawy ? Nic bardziej mylnego. Na spotkaniu Przewodniczących Rad Osiedlowych ustalono, że Rady Osiedlowe odwołają się od tej decyzji do Wojewody Dolnośląskiego aby sprawdzić czy wszystkie działania zmierzające de facto do likwidacji rad odbyły się zgodnie z prawem. A są co do tego poważne zastrzeżenia....
- Ktoś a dokładnie były doradca burmistrza a obecnie wicedyrektor wydziału spraw obywatelskich stwierdza i ogłasza, że teraz to nie on będzie burmistrzowi doradzał, a 35 osób z połączonych rad opowie burmistrzowi co należy a czego nie i to za dużo mniejsze pieniądze. Robić nic nie będą ale się zaoszczędzi. W konsultacjach wzięło udział około 200 osób z całych Polkowic i to one zadecydowały, że rady są „BE” bo są za drogie/to można by ścierpieć gdyby były nasze czyli „Lepsze”/. Połączenie sześciu rad w 3 duże mimo, że oprócz sąsiedztwa nie mają żadnych wspólnych interesów? Czy to służy integracji mieszkańców? Czy już na tym nikomu nie zależy? Co zrobić z Polanką, która nie była wymysłem poprzedniej ekipy rządzącej a raczej aspiracją bo przecież powstała w 1992. Sami się zorganizowali, sami wybrali i działali na korzyść swojego osiedla przez wiele lat wcześniej zanim PDMP wymyśliło jak to sobie „zorganizować elektorat”. Dwadzieścia osiem lat starań, prac, w tym 22 lata w „niezależności” a ostatnie 6 podobno pod „auspicjami PDMP” zostały na Polance zakończone. To dramatyczne i smutne jeśli jakiś urzędnik o niewielkim życiowym i samorządowym doświadczeniu tak mówi o latach czyjeś pracy i starań, że wyczerpali formułę - przekonuje Janusz BIAŁOCKI z Rady Osiedla CENTRUM, przed laty jeden z założycieli klubu sportowego MKS w Polkowicach, animator wielu działań związanych z kulturą fizyczną, pasjonat spikerowania na dużych imprezach sportowych, m.in. na Biegu księdza Gniatczyka w Polkowicach czy Biegu Niepodległości w Legnicy.
Jak to wygląda ze strony Rady Osiedla funkcjonującego do tej pory w starej formule? ? Ta formuła wyczerpana?...
- Jeśli przyjmiemy choć przez chwilę, że osoby zasiadające w radach to nie karierowicze i nie robią wszystkiego dla pieniędzy a imprezy robione były przy współpracy i za akceptacją mieszkańców to będzie to wyglądało tak. Każda rada rocznie organizowała około 20 imprez różnej maści. Od wycieczek i tu warunkiem miało być to aby rodziny wspólnie mogły spędzić czas. Niektórzy rodzice wyjeżdżając z dwójką czy trójką dzieci mówili, że od paru lat nie byli nigdzie wspólnie bo to w soboty jeden gra w piłkę w klubie, córeczka jeździ na koncerty bo na skrzypach gra i nie ma kiedy zebrać się wspólnie nie mówiąc już o tym gdzie i czy wszyscy się zgodzą pojechać a tu ustalone, zorganizowane, dużo dzieciaków, atmosfera świetna. I nie był to teatr a spływy pontonowe, kajakowe, rejs statkiem po Odrze, wrocławskie afrykarium, zamki, sztolnie wszystko w pobliżu w województwie dolnośląskim. Przewodnim aspektem wycieczek były walory edukacyjne, poznawcze, rozwojowe, przysposabiające młode osoby do powielania w dorosłym życiu takich aktywności. Ale jeździli także seniorzy, osoby chore, wykluczone. Dla niektórych to jedyna rozrywka w ich teraźniejszej sytuacji życiowej. Przykład; Pewna Pani, wdowa po śmierci męża w depresji, przyjmująca lekarstwa psychotropowe, mająca lęki przed wyjściem z domu. Za namową sąsiadki jedzie z nami na wycieczkę do zamku i przepięknego parku tylko dlatego, że całe życie marzyła zobaczyć park i podobno legendarne w nim kwiaty. Wycieczka mimo dużych Pani obaw okazuje się udaną i podobno ozdrowieńczą.
Drugą wycieczką „ozdrowieńczą” jest wyjazd na spływ pontonowy, Pani się zastrzega, że pływać nie będzie ale chciałaby przynajmniej pojechać i zobaczyć. Jedzie i płynie na pontonie i jest najszczęśliwszą osobą na świecie bo kolejny próg chorobowy został pokonany. Wycieczka trzecia „ozdrowieńcza” to wyjazd na Snieżkę/jeszcze niedawno Pani nie chodziła do sklepiku osiedlowego na zakupy bo miała lęki/ i tu jest prośba czy zabierzecie bo ona znowu chce pojechać i tylko popatrzeć. Jedzie, wchodzi na szczyt i oświadcza, że jest już zdrowa. Że już od jakiegoś czasu nie przyjmuje leków, że sama robi zakupy bo wcześniej była zdana na innych. Czy taka formuła się wyczerpała? Czy taka robota nie ma sensu i co „doradzić burmistrzowi”? Czy dyrektor CK tak samo zaopiekujecie się panią czy panem z podobnymi problemami czy taka osoba do nich w ogóle dotrze? A teraz sobie wyobraźcie, że takich osób z depresją w Polkowicach jest 2 tysiące a może więcej.
Będę się opierał na doświadczeniach i pracy jednej swojej rady osiedla centrum bo chciałbym aby nie było tu frazesów i ogólników ale przedstawienie konkretów, bo z zamierzeniami można dyskutować, ale z faktami, nie!
Oprócz wycieczek były inne imprezy; warsztaty pieczenia chleba, robienia ozdób świątecznych, taneczne, aerobik i różne formy aktywności ruchowej itd. Tutaj znów nie było mowy o „przypadkowości” kontraktowanych zajęć. W przypadku mojej rady umowę zawierało się na miesiąc z możliwością przedłużenia na kolejne zajęcia w przypadku stałego i dużego zainteresowania mieszkańców. W przeciwnym razie rezygnowaliśmy z takich zajęć. Trzeba wspomnieć, że różne pomysły przesyłali nam sami mieszkańcy osiedla na stronę FB.
Wyjścia do teatru. Chyba wiele dużych miast zazdrości nam „polkowickich dni teatru” bo jeśli najlepsze spektakle przyjeżdżają do ciebie to żal nie skorzystać. Wielu mieszkańców było spektaklach teatralnych pierwszy raz w życiu. Oczywiście można powiedzieć, że za te pieniądze wydane na bilety można by zbudować 500m drogi lub chodnika, jakąś siłownię czy ćwierć tak pożądanego przez niektórych żłobka /pomimo, że pierwszy nie jest zapełniony/ ale przecież w Polkowicach mieszkają ludzie na co dzień ciężko pracujący i raz w roku jeśli trafi się coś dla duszy, rozwijającego, uwrażliwiającego, kształtującego nasz i naszych rodzin rozwój i nie jest to koniecznie koncert disco polo to chyba jest to fajne. Tutaj znowu błysnął nasz nowo mianowany wicedyrektor Żbikowski twierdząc, że na widowni były wolne miejsca. Na każdy spektakl teatralny miałem trzy lub cztery osoby chętne na jedno miejsce. I pewnie, ze niektórzy zarzucali mi, że dla znajomych, dla siebie… . Nie będę tłumaczył były zapisy i ja też się zapisywałem. Pewnie, że miałem przewagą nad innymi bo wiedziałem pierwszy ale nie zdarzało mi się nadużywać tej wiedzy. Najbardziej niezadowoleni byli ci, którzy chcieli wyjść do teatru na spektakl last minut i dzwonili aby się zapisać dzień przed spektaklem.
- Zdrowie i wybór badań zawsze był trudny. Chodziło tu o to aby proponowane badania mogły ogarnąć jak największą liczbę mieszkańców ale były zarazem potrzebne. Teraz w Polkowicach działa 17 programów prozdrowotnych burmistrza i konia z rzędem temu, kto poda nazwy sześciu nawet bez szczegółów ich realizacji i do kogo są skierowane - zżyma się Janusz BIAŁOCKI. - Dlatego nasze działania w temacie prozdrowotnym były fajne bo informowaliśmy o nich wieszając informacje na każdej klatce na co to badanie, dla kogo i kiedy? Pewnie, że niektórzy nie czytali tego. Przykład; Pewien Pan z naszego osiedla, zresztą straszny krytykant naszych poczynań poszedł na badanie markera płuc bo stwierdził, że choć jest zdrowy to musi przecież z czegoś skorzystać. Po jakimś czasie dostał do domu wynik swojego badania z zaproszeniem do lekarza onkologa… . Operacja płuc uratowała m życie.
Czy taka formuła się wyczerpała?
- Festyny. Każda rada jak i mieszkańcy osiedla mają swoje preferencje co do tego jak się integrować - dodaje Janusz BIAŁOCKI. - „Starsze” osiedla czyli te gdzie w większości mieszkają osoby ze starszym peselem wracając do lat swojej młodości pamiętają, że jak w miejscowości z której pochodzą był odpust to się bawiło na całego i na bogato. Stąd poczęstunki, grochówki, kiełbaski czyli czym chata bogata… . I pewnie to przesada ale wystarczyłoby zrobić przez CK pewien „zakres festynu osiedlowego” i bizancjum festynowe przestało by istnieć. W ubiegłym roku decyzją rady nie organizowaliśmy festynu dla wszystkich. Zaprosiliśmy kilka dmuchawców dla najmłodszych, aby było festynowo była wata cukrowa i popcorn. I dzieciaki i rodzice byli bardzo zadowoleni chociaż też słyszałem, ze dmuchańców /było 5 dużych/ powinno być więcej bo jednak dzieci musza stać w kolejce.
Zresztą zasadą informacji mieszkańców o imprezach wywieszanie plakatów w 4 gablotach na osiedlu a dwa dni później ogłoszenie ukazywało się na FB. Chodziło o to aby wszyscy mieli równe szanse zapisania się na imprezę. Zresztą robiliśmy także listę rezerwową i w przypadku gdy chętnych było na zapełnienie drugiego autobusu to drugi autobus jechał a rezygnowaliśmy z jakiejś innej imprezy .
Czy taka formuła rad osiedlowych się wyczerpała? Czy to, że ktoś wyzdrowiał się wyczerpało, czy to że ktoś miał radość z uczestnictwa w różnych formach aktywności fizycznej i duchowej, kulturalnej się wyczerpało?
Ps. W sprawie doradzania burmistrzowi to wszystkie rady robią to od 6 lat. Podrzucają pomysły, opiniują te od burmistrza i jest tego tak dużo, ze z biura rady odpowiedzi otrzymujemy po 2 miesiącach albo dłużej.
Tyle Janusz BIAŁOCKI, człowiek, któremu jak mało komu zależy na polkowickich "małych ojczyznach". Naszym zdaniem to BARDZO WAŻNY głos w dyskusji o reformie rad Osiedli w Polkowicach, reformie nie poprzedzonej żadnymi konsultacji z mieszkańcami....
Czekamy na opinię polkowiczan i nie tylko mieszkańców miasta i gminy Polkowice w sprawie owej reformy.