Fałszywy alarm o podłożeniu bomby w ZG Rudna
Emerytowany górnik zły, że nie wypłacono mu należnego deputatu, zadzwonił w poniedziałkową noc 7 kwietnia br. na centralę Zakładów Górniczych „Rudna” należących do KGHM Polska Miedź SA i poinformował o podłożeniu bomby pod jednym z szybów. Groźbę potraktowano poważnie. Wstrzymano produkcję, ewakuowano prawie 300 osób i wezwano służby przeszkolone w odnajdowaniu ładunków wybuchowych. Bomby nie znaleziono. Mężczyzna usłyszał już zarzuty. Straty sama tylko kopalnia szacuje wstępnie na około 400 tyś. zł.
Feralny telefon, podejrzany już obecnie, 51-letni Włodzimierz N. z Głogowa, wykonał w nocy z niedzieli na poniedziałek o godz. 2.57. Dzwonił z numeru zastrzeżonego na centralę zakładu i po krótkim komunikacie rozłączył się. Konsekwencją powiadomienia o podłożeniu „bomby” była decyzja dyrekcji ZG „Rudna” o ewakuacji pracowników wykonujących prace pod ziemią
raz pracowników administracji (łącznie około 300 osób). Na teren zakładu nie wpuszczono też górników z kolejnej zmiany.
O zdarzeniu powiadomiono komendę policji w Polkowicach oraz ABW w Warszawie. Na miejsce skierowano grupę rozpoznania minersko-pirotechnicznego polkowickiej komendy, straż pożarną z Legnicy oraz przewodników z psami do wyszukiwania materiałów wybuchowych z komendy policji w Zielonej Górze, jak też jednostki Straży Granicznej portu lotniczego we Wrocławiu. Przeprowadzone przez te służby czynności nie ujawniły na terenie zakładu ładunków wybuchowych.
Policja niezwłocznie ustaliła, że do kopalni dzwonił właśnie Włodzimierz N. Mężczyznę zatrzymano 7 kwietnia 2016 r. o godzinie 13.00. Z uwagi na stan zdrowia trafił on jednak do szpitala w Lubinie na odział intensywnej terapii. W sobotę rano, gdy już można było wykonać czynności procesowe z udziałem ww. prokurator na szpitalnym oddziale postawił Włodzimierzowi N. zarzut.
Ww. jest podejrzany o to, że zawiadomił telefonicznie pracownika ZG „Rudna” w Polkowicach o podłożeniu bliżej nieokreślonych ładunków wybuchowych na terenie szybu R1, wiedząc że zagrożenie nie istnieje, czym stworzył sytuację, mającą wywołać przekonanie o zagrożeniu dla życia i zdrowia wielu osób znajdujących się na terenie zakładu oraz mieniu w znacznych rozmiarach, czym wywołał czynności instytucji użyteczności publicznej i organu ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego, w postaci przeprowadzenia stosownych sprawdzeń przez Policję, Straż Pożarną oraz Straż Graniczną, mające na celu uchylenie zagrożenia (art. 224 a kk). Przestępstwo to zagrożone jest karą od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.
Włodzimierz N. przesłuchany w charakterze podejrzanego częściowo przyznał się do popełnienia przestępstwa. Twierdził jednak, że w rozmowie z jednym ze sztygarów powiedział jedynie, że zakład trzeba wysadzić z uwagi na bałagan jaki w nim panuje, a odnosił to do faktu niewypłacenia mu przez ostatnie miesiące należnego mu deputatu węglowego. W toku postępowania ustalono, że i taka rozmowa tej nocy miała miejsce. Nie ulega jednak wątpliwości, iż podejrzany później zadzwonił również na centralę zakładu podając informację o podłożeniu bomby, która z uwagi na towarzyszące jej przekazaniu okoliczności miała prawo wywołać w dyrekcji zakładu uzasadnione obawy i spowodować potrzebę zarządzenia ewakuacji.
- W mieszkaniu Włodzimierza N. przeprowadzono przeszukanie. Nie ujawniono w nim ładunków wybuchowych. Zabezpieczono nagrania rozmów. Prokuratura Rejonowa w Głogowie, która nadzoruje postępowanie w tej sprawie z uwagi na obawę matactwa i ukrywania się podejrzanego przed organami ścigania, mając na uwadze wcześniejszą karalność podejrzanego
za przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu, skierowała do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie Włodzimierza N. Sąd aresztu nie zastosował uznając, że w sprawie zabezpieczono najważniejsze dowody, a i obawa ukrycia się podejrzanego jest mało realna. Prokurator nie zgadzając się z takim rozstrzygnięciem zdecydował się je zaskarżyć - mówi Liliana Łukasiewicz
wykonująca zadania rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Zakłady Górnicze „Rudna” należące do KGHM Polska Miedź SA wstępnie straty spowodowane m.in. zatrzymaniem wydobycia, ewakuacją i kosztami transportu pracowników oszacowały na około 400 tyś zł. Prokurator zwrócił się też do instytucji, które podjęły działania mające na celu usunięcie ewentualnego zagrożenia o podanie kosztów przeprowadzonych 7 kwietnia br. akcji. Z pewnością oskarżyciel oprócz kary pozbawienia wolności będzie domagał się też od Włodzimierza N. naprawienia szkody wyrządzonej przestępstwem.