Skradła serca miejskich urzędników. Wyremontowali dla jej rodziny mieszkanie
ZŁOTORYJA. Polina, niepełnosprawna dziewczynka z Ukrainy, zamieszkała w lokalu komunalnym udostępnionym przez miasto. Rodzinie 10-latki ma być w nim łatwiej ułożyć sobie tymczasowo życie w naszym mieście. Przeprowadzka byłaby pewnie jeszcze długo niemożliwa, gdyby w remoncie pustostanu nie pomogli wolontariusze z Urzędu Miejskiego w Złotoryi i ich znajomi.
Przeprowadzka to w tym przypadku może zbyt duże słowo. Uchodźcza rodzina zgarnęła po prostu do kilku toreb to, co przywiozła ze sobą z Ukrainy i co dostała od ludzi już tu, na miejscu, wsiadła do samochodów i została przewieziona do budynku na ul. Staszica. Pomogła w tym Danuta Owczarek, która gościła ich przez ostatnie tygodnie w sali Zielony Gaj. Przenosiny były trudniejsze raczej z powodów emocjonalnych niż logistycznych – rodzina Poliny zdążyła się już zżyć ze swoimi gospodarzami z pl. Sprzymierzeńców i pomieszkującymi tam rodakami. Rozstanie nie było łatwe. – Nasze drzwi są zawsze dla was otwarte, możecie przychodzić kiedy chcecie – mówiła pani Danuta, żegnając się ze „swoimi” Ukraińcami i zapowiadając, że będzie do nich zaglądać, by im niczego nie brakło.
Mieszkanie, do którego wprowadziła się rodzina, jest jednym z kilkunastu pustostanów, które złotoryjski magistrat przeznaczył dla uciekających przed wojną Ukraińców. Wymagało remontu i umeblowania. Co godne podkreślenia, ogromna większość prac została wykonana w „czynie społecznym”, przy minimalnym zaangażowaniu środków komunalnych. Wyzwania podjął się Grzegorz Nowodyła, naczelnik Wydziału Gospodarki Odpadami UM. Zmobilizowali go pracownicy MOPS-u, którzy skrzyknęli się już kilka dni wcześniej i po pracy zaczęli remontować jedno z mieszkań dla uchodźców. – Iwona Pawlus, dyrektorka MOPS-u, zapytała w urzędzie, czy też nie moglibyśmy pomóc. Pomyślałem, że w sumie czemu nie. Chciałem coś zrobić dla tych ludzi. Przydzielono mi mieszkanie przy Staszica. I tak się ta przygoda zaczęła – uśmiecha się urzędnik.
Pracował początkowo sam. Po paru dniach dołączył do niego Przemysław Markiewicz, odpowiedzialny za zasoby komunalne w RPK. Poświęcili temu 3 weekendy, ale i w tygodniu zaglądali popołudniami do mieszkania. Trzeba było w nim m.in. usunąć wilgoć, pomalować ściany i sufit, wyczyścić boazerię oraz uzupełnić wykładzinę. Pomagał też Zbigniew Soja, który dostarczył m.in. materiały potrzebne do remontu oraz montował rolety i karnisze. Nad urządzeniem i wyposażeniem mieszkania zaczęła pracować Małgorzata Gołębiowska z WGO, która obecnie w urzędzie zajmuje się głównie rejestracją uchodźców i ich zakwaterowaniem w obiektach miejskich. To ona zaraziła kolegów pomysłem, żeby w mieszkaniu przygotować azyl właśnie dla rodziny 10-letniej Poliny. Dziewczynkę poznała, gdy przewoziła ją na kwaterę do Zielonego Gaju.
– Polina tym swoim niewinnym uśmiechem skradła nasze serca. Dlatego zakasaliśmy rękawy i to zrobiliśmy. To kochane dziecko, a jej mama to dzielna kobieta. Przyjechały do Złotoryi 7 marca, a 9 marca pani Julia już podjęła pracę w jednym ze złotoryjskich sklepów. Uczy się języka polskiego. Chcieliśmy, żeby miała z córką mieszkanie dla siebie i by mogły swobodniej się poczuć w tym nowym miejscu, do którego trafiły nie z własnej przecież woli. Ten lokal na parterze się doskonale nadawał dla dziewczynki, która jeździ na wózku, w dodatku jest w sąsiedztwie ośrodka szkolno-wychowawczego, do którego ma szansę trafić Polina – tłumaczy pani Małgorzata.
Trochę zabiegów wymagało umeblowanie mieszkania. – Pytaliśmy znajomych, czy nie mają mebli na zbyciu. Wielu nam pomogło, za co dziękujemy – przyznaje pan Grzegorz. Urządzenia AGD są natomiast nowe: lodówkę kupił Andrzej Maciejak, na pralkę zrzucili się radni miejscy, a na kuchenkę gazową – kilku pracowników UM. W posprzątaniu mieszkania pomogły Magdalena Szczepaniak i Agnieszka Pogońska. Uchodźcy mają do dyspozycji duży pokój przedzielony przepierzeniem na dwie części (w mniejszej stoi biurko do nauki szkolnej dla syna pani Julii, Marka), kuchnię i łazienkę – tylko dla siebie. Mieszkanie jest blisko centrum. Niedaleko do szkoły będzie miała nie tylko Polina, ale również jej brat, który uczy się już w SP1.
Rodzina Poliny uciekła z Chmielnickiego, dużego miasta w zachodniej części Ukrainy, położonego ok. 300 km od granicy z Polską. To miejscowość, która nie jest na razie dotknięta intensywnymi działaniami wojennymi, ale w okolicy spadło parę pocisków. Tak jak wiele innych miast ukraińskich Chmielnicki był jednak nękany alarmami lotniczymi. – Nie przyjeżdżalibyśmy do Polski, zostalibyśmy pewnie mimo wszystko tam, w Ukrainie, ale Polina okropnie się bała wycia syren alarmowych, miła ataki epilepsji, płakała, trudno ją było uspokoić, więc musieliśmy ją stamtąd wywieźć – mówi babcia 10-latki, pani Galina. Dziewczynka przywiozła ze sobą traumę do Złotoryi, miewała nadal ataki epilepsji, czasem 5 w ciągu nocy. Po kilku tygodniach w naszym kraju, gdzie nad głowami latają tylko ptaki, jest już spokojniejsza.
Ukraińcy z Chmielnickiego to skromni ludzie. W piątek wieczorem, gdy wprowadzali się do mieszkania, byli wyraźnie zakłopotani pomocą, jaką otrzymali od obcych w sumie przecież dla nich ludzi. Pani Galinie trudno było momentami opanować wzruszenie. – Mają lodówkę pełną jedzenia, więc na razie nie muszą się martwić, co kupić, wystarczyło wejść, rozgościć się i mieszkać. Mark był trochę przygnębiony, gdy wyjeżdżał z Zielonego Gaju, bo zostawiał tam kolegów. Ale gdy zobaczył, jaki mu przygotowaliśmy kącik do nauki, biurko, to oczy mu się uśmiechnęły. Matka dzieci, pani Julia, potrzebuje jeszcze rutera z wi-fi dla siebie i dzieci, ale powiedziała, że to załatwi sobie już sama. Będziemy chcieli jeszcze zorganizować stół do kuchni, bo tego rodzinie będzie chyba brakować, a miejsce jest – dodaje pan Grzegorz.
W Złotoryi uchodźcy spotkali wielu ludzi dobrej woli, którzy im pomogli. Tęsknią jednak za rodzinnymi stronami, wyraźnie to po nich widać. Mark, brat Poliny, mimo że chodzi do szkoły, potrafi się już porozumieć po polsku, szybko się aklimatyzuje, ma kolegów, a nawet trenuje ju-jitsu, chciałby już wracać do domu. – Tam został tata… – tłumaczy ze smutna miną.
Miasto jak do tej pory zakwaterowało uchodźców w sześciu pustostanach komunalnych: na ulicach Słowackiego 7b i 5b, Sikorskiego 3, Szkolnej 8, Wyszyńskiego 9 i ostatnio na Staszica 8a. Szykowane są kolejne. Lada dzień dziewięciu uciekinierów z Ukrainy zamieszka przy Wojska Polskiego 1a.