Lekarz współczuje pacjentom warunków w szpitalu. Starostwo: Nie jest aż tak drastycznie
ZŁOTORYJA. Przedłużacze rozciągnięte między łóżkami, o które potykają się pielęgniarki, niedziałająca aparatura tlenowa, a do tego ciasne, nieprzystosowane dla pacjentów łazienki – to obraz oddziału wewnętrznego w szpitalu powiatowym w Złotoryi. W tle eskaluje konflikt między szefową lecznicy a starostwem dotyczący czynszu dzierżawnego. Sprawę opisało Polskie Radio Wrocław.
Personel oddziału wewnętrznego od miesięcy walczy o to, by właściciel szpitala, czyli starostwo powiatowe w Złotoryi, dokonało generalnego remontu. Problemem mają być jednak finanse. Zdaniem ordynatora Mansoora Al-Harazi są to warunki zagrażające życiu pacjentów.
– Współczuję im – mówi lekarz. – Warunki są fatalne, przede wszystkim warunki sanitarne. Przykładowo łazienki. Nie odpowiadają ani osobom niepełnosprawnym, ani osobom starszym, w ogóle nie widać, że to jest łazienka. Nie da się tego ukryć, bo wszystko widać. Jeszcze nie widziałem takiego oddziału jak tu, w Złotoryi, jeśli chodzi o warunki bytowe pacjenta. Ja współczuję pacjentom takich warunków. Sprzętu brak, remontu oddział wymaga, a remonty niestety na oddziale wewnętrznym nie występują. A szpital bez oddziału wewnętrznego nie istnieje, naprawdę, nie ma szpitala bez oddziału wewnętrznego. Były rozmowy na ten temat, bo to przede wszystkim chodzi o pieniądze. Ja naprawdę nie mam doświadczenia, by szukać sponsorów z zewnątrz, mnie interesuje po prostu, co właściciel robi z tym szpitalem. Mają plan chyba na następny rok, ale oddział niestety już nie wytrzyma do następnego roku.
Karolina Bieniek, dziennikarka, która odwiedziła z mikrofonem szpital, zapytała kilka pacjentek, czy czują się komfortowo na oddziale wewnętrznym.
– Nie do końca. Boję się, są porozkładane kable. W pokojach nie ma czynnych gniazdek. Na innych oddziałach już coś jest porobione, a tutaj nie – usłyszała. – Łazienki to tragedia. Są zaniedbane, nieremontowane, nie są przystosowane do osób, które jeżdżą na wózkach. Weszłam raz i wyszłam, bo to nie jest XXI w., to jest era kamienia łupanego. Pokoje jeszcze z lat 80. Na tej sali mam łóżko, materac czystą pościel też, pacjentowi nie trzeba dużo, jak leży przez cały czas. Natomiast jak się dowiedziałam, że mam być w tym szpitalu, to myślałam, że będę płakać. Miłe są panie pielęgniarki, one nadrabiają to wszystko, bo tak to masakra. Na pewno by pani tu nie przyszła jako pacjent leżeć. Do końca roku to inaczej nie będzie, ale po nowym roku powinni coś zrobić. Przede wszystkim nasze starostwo, które nic nie robi w tym kierunku, absolutnie.
Relacje pacjentów potwierdza personel oddziału: Anna Trąbka-Kalinowska, pielęgniarka koordynująca, oraz Martyna Łącka, ratownik medyczny. – Tego nie da się opisać, to trzeba po prostu zobaczyć – mówią. – Jest strasznie gorąco na salach, duszno, ci pacjenci nie mają czym oddychać, skarżą się, więc my we własnym zakresie po prostu wspinamy się na okna i jeżeli jest karnisz, to zawieszamy na nim jakieś prześcieradło czy poszwę i w ten sposób izolujemy ludzi od promieni słonecznych. Łazienka jest metr na metr, pacjent nie może się w tej łazience odwrócić. Pacjenci są często otyli, są niepełnosprawni, oni tam nawet nie wejdą. Niech taki pacjent upadnie, to personel nie ma nawet dojścia do niego, nie ma jak go wynieść. Nie tylko łazienki, ale same sale pozostawiają wiele do życzenia. Przede wszystkim uszkodzone kontakty, uszkodzone gniazda i wyjścia tlenowe. Przyjmują pacjentów na oddział, musimy decydować o tym, czy potrzebuje tlenu czy nie, bo wiemy, na których salach uszkodzone są wejścia. Prosiliśmy o wymianę całej aparatury tlenowej, ale niestety nie ma na to pieniędzy. Warunki są tragiczne, mamy pooklejane gniazdka, nie da się tego naprawić, bo szpital wymaga remontu generalnego. Rozciągamy przedłużacze po całych salach, by móc podłączyć czy to sprzęt medyczny, czy też nawet samo łóżko dla pacjenta. Omijamy te kable, ale są też dyżury nocne, więc niejednokrotnie same się o te kable potykamy i nie wiadomo, kiedy dojdzie do tragedii.
Czy nie ma zatem obaw, że dojdzie do jakiejś potężnej awarii elektrycznej i nagle cały oddział przestanie działać?
– Boimy się cały czas, ale musimy robić swoje, leczyć tych ludzi. Nie wiem, kto tam na górze decyduje, ale fajnie by było, jakby osoby, które są zwierzchnikami nad szpitalem, przyszły i zobaczyły, w jakich warunkach ludzie z powiatu, wasi wyborcy, przebywają – kwituje Martyna Łącka.
Prezeska szpitala Jolanta Klimkiewicz przyznaje, że jest w pełni świadoma, w jakich warunkach na oddziale wewnętrznym przebywają pacjenci, nie ukrywa jednak, że od kilku miesięcy jest w konflikcie ze starostwem, które jest właścicielem szpitalnej spółki. Powodem tego konfliktu ma być fakt, że od dwóch lat bezskutecznie ubiega się o to, by starostwo zrezygnowało z obciążającego budżet szpital czynszu dzierżawnego, który każdego roku wpływa na konto starostwa na poczet dawnych długów.
– Niejednokrotnie sygnalizowałam sprawę tego czynszu i nie ukrywam, że sprawa tego czynszu była od ubiegłego roku już takim tematem bardzo niewygodnym dla zarządzających powiatem. Ja liczyłam, że czynsz w zeszłym roku już po restrukturyzacji znacznie się zmieni i że w tym roku powiat będzie skłonny, żeby w ogóle z niego zrezygnować, widząc to, że coś robimy w szpitalu, że staramy się podnieść przychody szpitala – mówi Klimkiewicz.
Pani prezes podkreśla, że remont oddziału wewnętrznego byłby możliwy, gdyby powiat nie obciążał spółki czynszem dzierżawnym. – Wyprowadzenie ze spółki 3 mln zł w ciągu dwóch lat mówi samo za siebie. Gdyby spółka dysponowała tymi pieniędzmi, to nie rozmawialibyśmy dzisiaj na temat remontu oddziału wewnętrznego, ponieważ byłoby nas stać na to, żeby to zrobić – dodaje.
Wicestarosta Rafał Miara podkreśla jednak, że znalezieniem środków na niezbędne remonty powinien się zająć prezes szpitala, obecna pani prezes nie udźwignęła tego ciężaru.
– Czynsz dzierżawny nie jest elementem, który tak naprawdę wyleczy tę trudną sytuację. Dobry menadżer poradziłby sobie, powinien zaplanować inną część środków na takie modernizacje. Możliwości pozyskania dodatkowych przepływów finansowych do spółki jest naprawdę bardzo dużo, potencjał spółki jest ogromny, wystarczy naprawdę dobrze to poprowadzić, dobrze zaplanować, panować przede wszystkim nad kosztami bieżącymi i pracować również nad pozyskaniem środków zewnętrznych – uważa Miara.
Wicestarosta nie uwierzył jednak, że warunki na oddziale wewnętrznym są aż tak dramatyczne. Jak wyjaśnił, od dłuższego czasu problemem miała być przede wszystkim utrudniona współpraca z panią prezes.
– Nie jest aż tak drastycznie. Kable na pewno są, bo nie jest to nowoczesny oddział, nowoczesny szpital. Wiele sprzętu doszło i te kable zapewne gdzieś tam w kącie są poprowadzone, ale my wiemy jak ten szpital wygląda, wiemy jak wygląda każdy oddział: jeden lepiej, drugi gorzej, wiemy o tym, że oddział wewnętrzny, patrząc na potrzeby powiatu złotoryjskiego, powinien być perełką. Tylko do tego potrzeba dwojga, potrzeba rozmowy. Mamy szefa, który prowadzi spółkę i zajmuje się tymi tematami na bieżąco i powinien nas o tych tematach informować – twierdzi samorządowiec.
Obecnie toczą się dyskusje między powiatem a panią prezes co do jej przyszłości w szpitalu. Natomiast przedstawiciele starostwa zadeklarowali, że od 2023 r. szpital będzie zwolniony z płacenia czynszu dzierżawnego. Podkreślili też, że będą ubiegać się o pieniądze zewnętrzne na to, by przeprowadzić gruntowny remont oddziału wewnętrznego jak najszybciej. Zapowiedzieli jednak, że przeprowadzenie gruntownego remontu oddziału wewnętrznego będą uzgadniali już z nowym prezesem spółki.
Kuriozalne w tej całej sytuacji jest jednak to, że gdy powiat i prezes przerzucają się odpowiedzialnością za obecny stan rzeczy, pracownicy oddziału własnymi rękoma, w czasie wolnym od pracy, za zebrane na zbiórkach pieniądze, wyremontowali już na oddziale kilka pomieszczeń.
– Na razie pracownicy wzięli więc sprawy we własne ręce – mówi Anna Trąbka-Kalinowska. – Zorganizowaliśmy zrzutki internetowe, chodziliśmy od drzwi do drzwi, dzięki czemu udało nam się zrobić pokój socjalny dla pielęgniarek. Zrobiliśmy łazienkę dla personelu, której nie było, bo wcześniej był tutaj oddział covidowy i nie mieliśmy się gdzie kąpać. Kupiliśmy biurka, wymieniliśmy podłogi, pomalowaliśmy ściany...
źródło: www.radiowroclaw.pl