Quo vadis szpitalu? Kulisy szybkiej zmiany prezesa spółki!
ZŁOTORYJA. Zarząd powiatu odwołał w poniedziałek Jolantę Klimkiewicz, która kierowała złotoryjskim szpitalem od października 2020 r. Wygląda na to, że między prezeską a starostą i wicestarostą od dawna nie było chemii. Ta pierwsza zarzuca władzom samorządowym, że nie wywiązały się z obietnic w sprawie czynszu dzierżawnego, ze starostwa płyną z kolei sygnały, że była już szefowa lecznicy popełniła poważne błędy w zarządzaniu finansami szpitalnej spółki. Nowym prezesem placówki został Maciej Leszkowicz.
Decyzję o odwołaniu zarząd podjął w poniedziałek. Starosta przekazał ją radnym m.in. podczas komisji zdrowia. Radni pytali o uzasadnienie. W odpowiedzi usłyszeli, że od jakiegoś czasu współpraca zarządu powiatu z panią prezes nie układała się dobrze, a jej działalność zyskiwała coraz gorszą ocenę w oczach starosty i wicestarosty.
– Jako zarząd powiatu obserwujemy realizację zadań nałożonych na zarządzającego spółką. Stwierdziliśmy błędy w zarządzaniu – powiedział lakonicznie radnym Wiesław Świerczyński, który jednocześnie kilkukrotnie zaznaczył podczas poniedziałkowej komisji, że to Jolanta Klimkiewicz zgłosiła zarządowi chęć odejścia z zajmowanego w szpitalu stanowiska.
– Pani prezes od pół roku sygnalizowała, żebyśmy szukali nowego prezesa. Prowadziliśmy przez ten czas rozmowy z kandydatami na to stanowisko. Mówiła też o odejściu z pracy na ostatnim walnym zgromadzeniu. Wystąpiła z wnioskiem i przedstawiła treść porozumienia dotyczącego odstąpienia od umowy menadżerskiej. To ona zdecydowała, nie my – powiedział starosta. – Z niewolnika nie ma pracownika – dodał.
Rafał Miara stwierdził z kolei, że pani prezes zrealizowała tylko dwa z pięciu celów zarządczych, jakie zarząd powiatu postawił przed nią, powołując ją na stanowisko: zwiększyła przychody spółki i pozyskała dodatkowe źródło przychodów, wprowadzając w życie projekt Dziennego Domu Opieki Medycznej finansowany ze środków unijnych. – Natomiast na temat rozwoju działalności spółki, oddziałach i poradniach, których utworzenie deklarowała w momencie przyjęcia do pracy, nie możemy dziś mówić, bo to się nie wydarzyło. Mało tego, strata za rok 2021 była dużo większa od tej prognozowanej. Moim zdaniem pani prezes podjęła sama decyzję o odejściu, widząc, że nie ma możliwości prowadzić tej spółki właściwie – podkreślał wicestarosta.
Jolanta Klimkiewicz potwierdza, że od kilku miesięcy współpraca z władzami powiatu układała się coraz gorzej. Nie ukrywa, że czuła się lekceważona i źle traktowana przez starostę i wicestarostę.
– Podważali mój autorytet, moje osiągnięcia, usłyszałam na przykład, że doprowadziłam spółkę do ruiny, że moje remonty w szpitalu polegały jedynie na pomalowaniu ścian... Na ostatnim spotkaniu na początku lipca zostałam potraktowana wręcz w sposób arogancki i chamski. Z drugiej strony zarząd powiatu w niewielkim stopniu interesował się sprawami szpitala, rzadko tu zaglądali, zadawali niewiele pytań o sytuację w placówce. Jakiś czas temu lekarze chcieli się spotkać z zarządem, ale do dziś do tego spotkania nie doszło – wyliczała nam w sobotę, kiedy jeszcze kierowała szpitalem.
Już wtedy spodziewała się, że po weekendzie może zostać odwołana. I była raczej pogodzona z tym, że straci stanowisko.
– Uważam, że ten szpital potrzebuje pomocy władz powiatu, dlatego pod koniec czerwca, na walnym zgromadzeniu wspólników, zasygnalizowałam staroście, że jeśli mam być kością niezgody i spółka ma na tym tracić, to jestem gotowa odejść za porozumieniem stron. Zaproponowałam zasady, na jakich moglibyśmy się rozstać. Zarząd powiatu oczekuje jednak chyba, że sama złożę rezygnację – mówiła Jolanta Klimkiewicz kilka dni temu.
Jak już wiemy, do podpisania porozumienia jednak nie doszło, bo obie strony nie doszły do… porozumienia w sprawie ostatecznego kształtu dokumentu. Sprawa utknęła w martwym punkcie w ostatni weekend. – Nie chcieliśmy tego przedłużać i zdecydowaliśmy się na odwołanie pani prezes – wyjaśnia Świerczyński. Klimkiewicz na odchodne otrzyma 3-miesięczną odprawę oraz inne apanaże wynikające z umowy menadżerskiej.
Zapytaliśmy starostę już po komisji zdrowia, jakie błędy w zarządzaniu ze strony pani prezes miał na myśli. – W szpitalu trwa kontrola finansowa, którą zlecił zarząd powiatu. 1 sierpnia mamy otrzymać protokół. Wtedy będziemy mogli powiedzieć coś więcej i ujawnić pewne rzeczy – odpowiedział Świerczyński.
Bardziej rozmowny jest w tej kwestii wicestarosta. – Biorąc pod uwagę, jaki bałagan jest w finansach szpitala, powiedziałbym, że to nie była rezygnacja ze stanowiska prezesa, tylko ucieczka – mówi Miara. Chodzi ponoć m.in. o skalę podwyżek dla pracowników lecznicy.
Zdaniem byłej już prezeski największym problemem w jej relacjach ze starostwem okazał się czynsz dzierżawny, który od szpitalnej spółki pobiera powiat. – Byłam fantastycznym prezesem do listopada ubiegłego roku, gdy upomniałam się o czynsz. Zagroziłam, że nie będę go dłużej płaciła. Taką mieliśmy umowę z panem starostą, gdy podejmowałam się tej pracy: że zadłużenie po szpitalu zostanie zrestrukturyzowane i czynszu nie będzie w ogóle albo będzie symboliczny. Symboliczny to jest dla mnie 10-15 tys. zł, a nie 125 tys. zł, jakie co miesiąc szpital musiał oddawać powiatowi (na początku tego roku został zmniejszony do 93 tys. – dop. red.). Pracowałam w kilku szpitalach, wiem jakie są ich możliwości. Z tego względu uważam, że wyciąganie z takiej spółki 1,5 mln zł rocznie doprowadza ją do poważnych problemów finansowych, jest dla niej zabójcze – podkreśla Klimkiewicz, która wcześniej kierowała szpitalami powiatowymi w Wołowie i Środzie Śląskiej.
Spółka szpitalna zakończyła ubiegły rok na minusie w wysokości ponad 1 mln zł. – Gdyby nie czynsz, byłaby na plusie i jeszcze zostałoby środków na remonty – kwituje była szefowa szpitala.
Sprawa czynszu wróciła na poniedziałkowej komisji zdrowia.
– Co wniesie do spółki zmiana prezesa, jeżeli dalej będziemy czerpać zyski w postaci czynszu dzierżawnego ze spółki? – zapytała wprost Anna Melska, radna Prawa i Sprawiedliwości, która już wcześniej stawiała na forum rady powiatu wniosek o zwolnienie szpitala z czynszu.
– To poprzedni zarząd powiatu zawarł umowę dzierżawy, pani była w tym zarządzie – odciął się radnej starosta, dodając: – Porusza pani temat czynszu jakby to był najistotniejszy element zarządzania spółką i jej finansami.
Wicestarosta zwrócił uwagę, że pieniądze z czynszu idą na spłatę zadłużenia po szpitalu. – Powiat złotoryjski był organem prowadzącym SP ZOZ, w którym było 17,5 mln zł długu. W 2015 r. rada powiatu podjęła decyzję o likwidacji SP ZOZ, a prowadzenie szpitala zostało przekazane w prywatne ręce. Po to ktoś wymyślił czynsz dzierżawny, żeby częściowo środki w ten sposób pozyskane przeznaczać na spłatę zadłużenia po SP ZOZ – wyjaśniał Miara. – Dziś Zakład Pielęgnacyjno-Opiekuńczy ma 13,5 mln zobowiązań plus odsetki, które przeszły ze szpitala na ZPO uchwałą rady powiatu. Przy przychodach niespełna 2 mln zł rocznie. Możemy nie pomagać ZPO, tylko czy ta jednostka jest w stanie wypracować w skali roku 1,5 mln zł na spłatę? – pytał retorycznie.
Miara nawiązał też do trudnej sytuacji finansowej powiatu. – Nasze przychody z podatków to 10 mln zł, w tym roku są nawet o milion złotych niższe. Mamy 23 mln zł obligacji do spłaty plus odsetki. Możemy rozmawiać o zmniejszeniu czynszu, tylko proszę mi wskazać inne dochodowe możliwości powiatu. Są na tyle ułomne, że nie pozyskamy środków potrzebnych do spłaty zadłużenia – dodał.
Starosta Świerczyński zapowiedział jednak na komisji, że zarząd chce od przyszłego roku zminimalizować czynsz dzierżawny lub w ogóle zaprzestać jego pobierania. – Idziemy w tym kierunku, choć nie ma jeszcze 100-proc. decyzji. Musimy przygotować stosowne dokumenty – wyjaśnił.
– To się przecież kupy nie trzyma – zirytował się radny Paweł Macuga, słuchając Świerczyńskiego i Miary. – To z czego starosta spłaci długi szpitala, skoro zamierza zwolnić spółkę z czynszu? Przed chwilą wicestarosta powiedział przecież, że powiat nie ma pieniędzy na spłatę zadłużenia… To jest ta zapaść w służbie zdrowia czy nie? – ironizował prezes RPK.
Przypomnijmy, że czynsz pojawił się wraz z katastrofalnym w skutkach, jak się później okazało, wydzierżawieniem szpitala prywatnej firmie w 2015 r. Doprowadził do niej ówczesny starosta Ryszard Raszkiewicz. – To prawda, że wprowadziliśmy czynsz, tyle że my pobieraliśmy go od spółki zewnętrznej, a nie od własnej. Jak można brać pieniądze od siebie? Szpital nie jest przecież dochodowy – dziwi się były starosta, który w ostatnim czasie mocno krytykuje działania obecnego zarządu powiatu wobec lecznicy, sugerując, że tylko dzięki czynszowi powiatowe finanse jeszcze się spinają.
Od chwili przejęcia przez starostwo szpitalnej spółki przelała ona na konto bankowe powiatu 3 mln 415 tys. zł z tytułu czynszu dzierżawnego, z czego blisko 900 tys. zł to podatek VAT, który został odprowadzony do budżetu państwa. – To nie tylko działanie na szkodę spółki, ale i ewidentna strata dla budżetu powiatu, bo te pieniądze już do nas nie wrócą – twierdzi Raszkiewicz, który zarzuca również staroście i wicestaroście brak dalekosiężnych planów na funkcjonowanie szpitala: – Mogli zgłosić do Polskiego Ładu termomodernizację szpitala, co poprawiłoby diametralnie jego funkcjonowanie, a tymczasem zgłosili budynki mniej istotne, które mogły jeszcze poczekać.
W podobnym tonie wypowiada się Jolanta Klimkiewicz. – W styczniu tego roku w piśmie do rady i zarządu powiatu zwróciłam uwagę, że urzędy skarbowe traktują tak płacony czynsz jako formę wyprowadzania pieniędzy ze spółki. Kodeks spółek handlowych pozwala właścicielowi tylko wtedy wyciągać pieniądze ze spółki, gdy jest ona na plusie i dzieli się dywidendą – twierdzi.
Wśród krytyków czynszu dzierżawnego od dawna jest także Robert Pawłowski.
– Jakiś czas temu usłyszałam od burmistrza Złotoryi, że nie przekaże szpitalowi wsparcia finansowego, dopóki starostwo będzie brało od nas czynsz – powiedziała nam w sobotę Klimkiewicz. Pawłowski potwierdza te słowa, choć jednocześnie zaznacza, że miasto nigdy nie trzymało się sztywno tego założenia, przekazując powiatowej lecznicy choćby część pieniędzy z nagrody za szczepienia. Na szersze wsparcie szpital nie ma jednak co liczyć w obecnej sytuacji. – Przekazując pieniądze szpitalowi, tak naprawdę wspierałbym finansowo starostwo, a to, biorąc pod uwagę politykę płacową w tej jednostce, nie ma uzasadnienia. Wyborcy by mnie z tego rozliczyli – tłumaczy Robert PAWŁOWSKI,burmistrz Złotoryi..
Ale wicestarosta podkreśla, że choć zmienił się właściciel szpitalnej spółki, umowa dzierżawy wciąż obowiązuje, a spółka cały czas wykorzystuje do działalności majątek należący do powiatu w postaci budynku i sprzętu. – Nie ma innej możliwości jak obciążenie jej fakturą VAT i odprowadzenie podatku do skarbówki. Choć to rzeczywiście jest niekorzystne finansowo dla powiatu – tłumaczy.
Co ciekawe, 24 czerwca odbyło się walne zgromadzenie wspólników szpitala, tworzone przez zarząd powiatu, na którym Klimkiewicz dostała absolutorium za działalność w ubiegłym roku. Jednomyślnie. Podjęta „z dnia na dzień” decyzja o jej odwołaniu tym bardziej więc może budzić mieszane uczucia u radnych powiatu.
– Pracownicy szpitala, lekarze, mieszkańców byli zadowoleni z jej działań. Gdy rozmawialiśmy ostatnio na sesji, nie wspominała, że ma zamiar odejść. Mówiła, że ma plany, zaczęła je realizować, że widzi potencjał w szpitalu – dziwiła się na komisji zdrowia Anna Melska.
Klimkiewicz wśród dużej części radnych powiatu uchodziła za menadżera z wizją. W złotoryjskim szpitalu zrobiła przede wszystkim porządek z rehabilitacją ambulatoryjną. Przeniosła zabiegi z piwnicy i III piętra na parter, który wcześniej został gruntownie wyremontowany. Efekt wizualny jest piorunujący, zwłaszcza na tle innych oddziałów, które pamiętają jeszcze poprzednią epokę (na zdjęciach w naszej galerii). Odnowiony został również oddział rehabilitacyjny. Remonty kosztowały 200 tys. zł, kolejne 400 tys. poszło w nowy sprzęt. Część tych środków pochodziła z Dziennego Domu Opieki Medycznej – projektu, który funkcjonuje w szpitalu już drugi rok.
Była już prezeska miała w planach rozbudowanie rehabilitacji o rehabilitację neurologiczną. Ale nie tylko – poszła za mapą potrzeb zdrowotnych, która pokazuje, że ma się zwiększać liczba łóżek na takich oddziałach jak opieka długoterminowa czy interna. – Dlatego na oddziale opiekuńczo-leczniczym wyremontowaliśmy pomieszczenia magazynowe i zwiększyliśmy liczbę łóżek o 13. Kolejny do remontu miał być oddział wewnętrzny – tłumaczy.
W listopadzie zeszłego roku Klimkiewicz przedstawiła na zarządzie powiatu analizę kosztową dla każdego oddziału. Wynikało z niej, że placówka dokłada po 100 tys. zł miesięcznie do neonatologii, pediatrii czy położnictwa. Zaproponowała zmianę struktury oddziałów szpitalnych, by rozwijać te bardziej dochodowe i ograniczać straty. – To wymaga jednak wsparcia właściciela, czyli powiatu, bo potrzebne są środki finansowe. Aby przerobić jeden z nierentownych oddziałów na opiekę długoterminową, z bardzo dochodowymi łóżkami dla pacjentów żywionych pozajelitowo, trzeba najpierw wyłożyć ok. 500-600 tys. zł, żeby dostosować pomieszczenia. Na takie wsparcie ze strony powiatu nie mogłam liczyć, te 200 tys. zł, które pozyskałam przez 2 lata od sponsorów to za mało – zauważa była prezeska, która zrealizowała też w szpitalu wart 3 mln zł projekt DDOM dofinansowany ze środków unijnych. Udało się jej również pozyskać 270 tys. zł od wojewody na przeniesienie agregatu prądotwórczego z działki dzierżawionej od powiatu, która ma iść na sprzedaż.
Klimkiewicz na stanowisku prezesa szpitala zastąpi Maciej Leszkowicz . To absolwent Wyższej Szkoły Planowania Strategicznego w Dąbrowie Górniczej, gdzie w 2019 r. uzyskał tytuł magistra o specjalności menadżer w ochronie zdrowia. Z branżą medyczną związany od ponad 20 lat, zdobywał doświadczenie, pracując m.in. w kancelarii prawnej specjalizującej się w sprawach dotyczących służby zdrowia, w Wielospecjalistycznym Szpitalu SP ZOZ w Zgorzelcu, Pogotowiu Ratunkowym w Jeleniej Górze oraz Wojewódzkim Centrum Szpitalnym Kotliny Jeleniogórskiej w Jeleniej Górze, gdzie był zatrudniony jako zastępca dyrektora oraz kierownika działu administracyjnego i rozliczeń. Uczestniczył też w wielu konferencji i szkoleniach o tematyce medycznej w kraju oraz na terenie Czech i Niemiec, jest ponadto autorem licznych publikacji w pismach branżowych.
Zarząd powiatu powołał go na 5-letnią kadencję. Przypomnijmy, że dwaj poprzedni prezesi nie przepracowali w szpitalu dłużej niż 2 lata…