Premia do kieszeni, a bioodpady za płot
ZŁOTORYJA. Kompostowniki w Złotoryi to w dużej mierze fikcja – twierdzą miejscy urzędnicy. Albo istnieją tylko w deklaracjach mieszkańców, albo stanowią atrapę służącą do uzyskania zwolnienia z opłaty za wywóz śmieci, a organiczne resztki i tak trafiają do kosza na odpadki zmieszane. W rezultacie góra bioodpadów z roku na rok w mieście rośnie. Wysoka ulga za kompostowanie nie przyniosła w warunkach złotoryjskich przełomu.
Złotoryjanie mają duży problem nie tylko z selektywną zbiórką odpadów, ale i kompostowaniem tych organicznych – taki wniosek nasuwa się po kilku kontrolach przeprowadzonych przez Wydział Gospodarki Odpadami Urzędu Miejskiego w Złotoryi.
– Ludzie niepoważnie podchodzą do sprawy. Podczas kontroli zauważamy, że na kompostownik trafiają tylko odpady z ogrodu, ale już te z kuchni, jak np. obierki czy skorupki od jajek, wędrują do kosza na odpady zmieszane – podkreśla Małgorzata Gołębiowska z WGO.
Przepisy mówią, że jeśli ktoś zdecydował się na przydomowy kompostownik, musi się on znajdować na terenie posesji, a stan kompostu powinien wskazywać, że mieszkańcy rzeczywiście prowadzą proces kompostowania, a nie tylko okazjonalnie wyrzucają coś na kompostownik. – Tymczasem często spotykamy się z sytuacją, że ktoś sobie kompostownik owszem zorganizował, ale za płotem posesji, na nieużytkach. Albo w lesie. Mieszkańcy są zdziwieni, że muszą prowadzić kompostowniki u siebie na podwórku. Dotyczy to zwłaszcza tych nowych domów. Widzieliśmy też na jednej z posesji miejsce do składowania bioodpadów obudowane połamanymi płytami azbestowymi – opowiada Magdalena Szczepaniak z WGO.
W skrajnych przypadkach kompostownika na posesji nie ma wcale. I nie są to pojedyncze sytuacje. Podczas ubiegłorocznych kontroli pracownicy magistratu na 35 sprawdzonych adresów stwierdzili brak kompostownika na 6 nieruchomościach (w kolejnych 29 przypadkach nie zastali mieszkańców w domu, mimo godzin popołudniowych). W teren powrócili w lipcu tego roku. Pierwsza wakacyjna kontrola to 39 nieruchomości wziętych pod lupę, przy czym w 17 nie było nikogo w domu. W przypadku pozostałych kompostownika brakowało na jednej posesji. Przy drugim podejściu na 41 nieruchomości drzwi były zamknięte w 16. W dwóch miejscach mieszkańcy nie mieli kompostowników. Choć powinni, bo wpisali je w deklaracje. – Wiemy jednak, że na kilku z tych posesji, na które nie udało nam się wejść, kompostowanie też nie jest prowadzone – zaznaczają urzędniczki.
Z obserwacji WGO wynika, że bardziej rzetelnie do kwestii kompostowania podchodzi starsze pokolenie złotoryjan. To osoby, które kompostują od lat i zaczęły to robić jeszcze zanim wprowadzono ulgę w opłacie, a kompost wykorzystują do użyźniania upraw w przydomowych ogródkach. Wielu młodszych mieszkańców kompostowniki deklaruje prawdopodobnie tylko po to, żeby skorzystać ze zwolnienia.
Efekt jest taki, że nie wszędzie tam, gdzie powinny być, kompostowniki można znaleźć, a jeśli nawet są, to służą jako dekoracja, a odpady organiczne z kuchni czy ogrodu i tak trafiają do pojemnika – na odpady zmieszane (osoby deklarujące kompostowanie nie muszą mieć bowiem na posesji kontenerów na śmieci ulegające biodegradacji). Doskonale obrazują to dwie sytuacje z lipcowych kontroli. Pierwsza wyglądała następująco: pod jednym ze złotoryjskich adresów pracownicy UM stwierdzili brak kompostownika na posesji, mimo że był on wpisany w deklaracji; sporządzili więc protokół i wszczęli postępowanie w sprawie utraty przez właściciela nieruchomości prawa do zwolnienia; nazajutrz do WGO zadzwonił mąż mieszkanki, z którą urzędnicy rozmawiali dzień wcześniej, twierdząc, że kompostownik jednak na posesji jest; poprosił o ponowną kontrolę; urzędnicy, choć nie musieli, pofatygowali się jeszcze raz na posesję; tam zastali niewielki placyk wyłożony naprędce kostką betonową, na który wyrzucono trochę świeżej trawy i kory.
– Odnieśliśmy wrażenie, że ci państwo próbują sobie z nas zakpić. Widać było, że po kontroli ktoś szybciutko przygotował tę atrapę kompostownika – uśmiechają się pracownicy magistratu.
Druga sytuacja pod innym adresem wyglądała podobnie, tyle że podczas ponownej kontroli z ratusza jako kompostownik przedstawiono… miejsce w rogu działki, gdzie kilka dni wcześniej rosły maliny. Krzaki malin jednak tym razem wycięto i rzucono niedbale na ziemię. Ot i cały kompostownik.
W obydwu przypadkach urzędnicy znaleźli bioodpady, które powinny trafić na kompostownik, w koszu na odpady zmieszane.
Przypomnijmy, że premię za kompostowanie władze miasta wprowadziły w maju 2020 r. Zaczęło wtedy funkcjonować zwolnienie z części opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi. Mogą z niego skorzystać właściciele nieruchomości zabudowanych budynkami mieszkalnymi jednorodzinnymi, którzy kompostują bioodpady w kompostowniku przydomowym. Do sierpnia tego roku ulga wynosiła – w zależności od zadeklarowanej metody rozliczania – 7,86 zł miesięcznie od osoby zamieszkującej daną nieruchomość lub 11 zł od gospodarstwa domowego.
Z danych WGO wynika, że ze zwolnienia korzysta blisko 340 budynków jednorodzinnych, w których zamieszkuje ok. 900 złotoryjan.
W urzędzie liczyli, że tak wysoka ulga skłoni mieszkańców do kompostowania, a więc utylizacji części odpadów we własnym zakresie, na własnym podwórku. Analiza systemu gospodarki odpadami w Złotoryi zlecona przez ratusz kilka miesięcy temu wykazała jednak, że zwolnienie z części opłaty powinno być niższe. Latem tego roku zdecydowano się więc na jej zmniejszenie, i to znaczne: do 2 zł od mieszkańca lub 7 zł od gospodarstwa domowego. O taka decyzję było tym łatwiej, że dość spore zainteresowanie ulgą za kompostowanie w żaden sposób nie wpłynęło na ograniczenie ilości bioodpadów. Wręcz przeciwnie – ich masa zaczęła w ostatnich latach rosnąć, mimo że w ponad 300 domach tego typu odpady powinny być zredukowane do zera. – Mamy informacje o mieszkańcach, którzy korzystają ze zniżki, a i tak wywożą zielone odpady na PSZOK – mówią urzędnicy miejscy.
Czy drastyczne zmniejszenie ulgi przełoży się na odwrót od kompostowników? Na razie wyraźnego ruchu w deklaracjach nie ma. – Choć dochodzą już do nas sygnały od ludzi, że przy zwolnieniu w takiej wysokości nie opłaca im się kompostowanie – słyszymy w WGO.