Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Arkadiusz Sikora: przed nami europejskie wybory na pokolenia!

LEGNICA.  Z posłem Arkadiuszem Sikorą, współprzewodniczącym dolnośląskich struktur Nowej Lewicy rozmawiamy o zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego i realizacji programu wyborczego dla okręgu jeleniogórsko – legnickiego.

Arkadiusz Sikora: przed nami europejskie wybory na pokolenia!

Jak scharakteryzowałby Pan znaczenie zbliżających się szybkimi krokami wyborów do Parlamentu Europejskiego?

Waga tych wyborów jest ogromna. Widzimy, że w ciągu ostatnich lat w Europie inicjatywę zaczynają przejmować ugrupowania antyeuropejskie o wyraźnym zabarwieniu nacjonalistycznym. Spójrzmy na to, co się dzieje na Węgrzech. Podobne zagrożenia występują we Francji czy we Włoszech. W wielu krajach działają siły jawnie antyeuropejskie – musimy uniknąć sytuacji, w której frakcje odpowiedzialne za budowę wspólnoty europejskiej nie będą miały wyraźnej większości. Byłaby to prawdziwa tragedia – dla Polski i całej Europy. Przez ostatnich kilka lat projekt europejski doznał pewnej zadyszki, co związane było również z poszerzeniem UE. Kraje wiodące musiały się skupić na podciągnięciu do średniej państw słabszych.
Widzimy wyraźnie, że bez silnej UE trudno będzie sobie poradzić Europie na globalnym rynku. Państwa narodowe są ważne, zwłaszcza dla ich mieszkańców, ale graczami globalnymi są wielkie organizmy, takie jak Indie, Chiny, USA. Albo powstające w kontrze do zachodniego świata porozumienie BRICKS, w które mocno angażuje się Brazylia i inne kraje Ameryki Południowej – ale również RPA i Rosja. Pojedyncze państwa europejskie są małymi graczami na takiej szachownicy.
Unia Europejska to dziś ponad 450 mln obywateli – to oczywiście bardzo dużo. Ale na świecie żyje już ponad 8 miliardów ludzi.

Co w takim razie uczynić może UE, by zachować statut gracza w skali globalnej?

Na szczęście, dzisiejsza Unia Europejska rozumie, że tylko we wspólnych działaniach jest siła, w związku z czym zaczyna się wykuwać wspólna polityka zagraniczna, rolna, gospodarcza. Wspólne podejście do kwestii ochrony środowiska. Zaczyna raczkować wspólna polityka migracyjna. Wiele z tych działań jest jeszcze niedoskonałych, są to dopiero zarysy. Co najważniejsze, zaczynamy mówić ostatnio o wspólnej polityce obronnej i budowie europejskiej armii – jest to, moim zdaniem, projekt z bardzo długą perspektywą. Być może następne pokolenia, za 100 i więcej lat będą oceniać wysoko dzisiejsze działania. W dość podobny sposób powstawały przecież Stany Zjednoczone.
UE jest projektem obliczonym na pokolenia – ale dla jej dalszego rozwoju konieczne jest zwycięstwo ugrupować proeuropejskich i prozjednoczeniowych.

Jakie znaczenie mają te przemiany z punktu widzenia Polski i Polaków?

Zasadnicze. Pamiętamy jeszcze dobrze czasy, gdy Polska wchodziła do UE. Pamiętamy ówczesne słowa pana Giertycha, postulaty Ligi Polskich Rodzin. Także politycy PiS straszyli wówczas „wykupieniem” ziemi przez Niemców i utratą miejsc pracy.
Tymczasem bezrobocie w Polsce wynosi dziś niecałe 5 proc. W momencie wchodzenia do UE wynosiło 19-20 proc. Mamy więc ogromny skok cywilizacyjny. Widzimy na każdym kroku, jak poprawiło się życie Polaków. Infrastruktura drogowa, edukacyjna – olbrzymi postęp jest tu przecież widoczny gołym okiem. Wbrew politycznym hasłom PiS poprawiła się również bardzo jakość życia rolników. Prawdopodobnie ta właśnie grupa odniosła największe korzyści z wejścia do UE.

Tymczasem mamy do czynienia z eskalacją protestów rolniczych, w które włączają się politycy PiS. To Pana zdaniem działanie oddolne czy przemyślana akcja polityczna?

Protest rolników jest ewidentnie wykorzystywany do próby przejęcia inicjatywy politycznej. PiS do dzisiaj nie może się pogodzić z przegranymi wyborami. Tymczasem „Zielony Ład” to projekt poparty właśnie przez Prawo i Sprawiedliwość. Przez osiem ostatnich lat ludzie PiS rządzili, jeździli do Brukseli, podpisywali dokumenty.
Komisarzem ds. rolnictwa jest przecież rasowy polityk PiS Wojciechowski, który za pieniądze UE montował i prezentował filmy chwalące „Zielony Ład” jako dobry dla Polski element polityki Prawa i Sprawiedliwości, który udało się załatwić w UE. Przecież to jest jakaś schizofrenia polityczna.
Jestem w tej chwili w Warszawie, w Sejmie. Miałem okazję przyjrzeć się protestującym z bliska. Na czele protestu stoją politycy PiS i działacze „Solidarności”, która do tej pory szła ramię w ramię z partią do niedawna rządzącą. Ta sama „Solidarność” jakoś nie protestowała, gdy przedstawiciele rządy PiS składali podpis pod europejskim „Zielonym Ładem”. Mamy więc do czynienia z działaniem czysto politycznym.

Czy po dalekich od frekwencyjnego rekordy wyborach samorządowych nie obawia się Pan o frekwencję również w wyborach do Parlamentu Europejskiego?

Mam wrażenie, że społeczeństwo jest dziś trochę zmęczone wyborami. Kampania wyborcza przed kluczowymi wyborami 15 października trwała co najmniej rok. Widać było ogromne zaangażowanie w nią nie tylko polityków, ale i dużej części społeczeństwa, organizacji pozarządowych, różnych środowisk oczekujących zmiany.
Po tych wyborach i ciężkiej, trudnej kampanii, nastąpił moment pewnej demobilizacji – „PiS został odsunięty od władzy” – czyli: „niech sobie sami radzą”.
Wybory samorządowe 7 kwietnia pokazały niską frekwencję, a więc pewne zmęczenie walką wyborczą. Czeka nas jednak jeszcze jedna mobilizacja – 9 czerwca.
Wybory europejskie dotyczą wielkich tematów, które zwykłemu Kowalskiemu mogą wydawać się odległe – ale będą miały ogromne znaczenie i dla niego i dla jego dzieci i wnuków.
Zachęcam do jeszcze jednej mobilizacji i oddania swojego głosu na ugrupowania, które chcą silnej, zjednoczonej Europy. Dlatego warto oddać głos na progresywną lewicę, która nie patrzy krótkowzrocznie. Czasami podejmujemy niepopularne na krótką metę decyzje – ale ważne w długiej perspektywie.
Polskę do Unii i NATO wprowadziła właśnie lewica. Obie te decyzje miały kolosalne znaczenie i są dzisiaj oceniane bardzo pozytywnie. Oczywiście, dziś wszyscy podpinają się pod te historyczne sukcesy, ale to lewica była tym ugrupowaniem, które nie bało się podjęcia kluczowych decyzji.
Z jaką listą rusza do walki Nowa Lewica w rozległym okręgu dolnośląsko – opolskim?

Lista obejmuje przede wszystkim dwa bardzo różne województwa: bardzo dynamiczne i zróżnicowane Dolnośląskie i w dużej mierze oparte na rolnictwie województwo Opolskie. Jako wspólny okręg będziemy walczyli o to, by wyborcy mieli swojego lewicowego reprezentanta w Parlamencie Europejskim. Naszym liderem jest Krzysztof Śmiszek, który od dawna deklarował swoją chęć pracy dla Polski w Parlamencie Europejskim i przygotowywał się do tej roli.
Dobry wynik wyborczy zależy jednak od całej listy, która musi okazać się „biorąca”, czyli uzyska wystarczającą ilość głosów, by lider zdobył mandat do PE.
Władze krajowe Nowej Lewicy postawiły warunek, by parlamentarzyści, którzy posiadają poparcie społeczne również wzmocnili nasz team. Znajdziemy więc na liście prócz Krzysztofa Śmiszka, który oczywiście jest jej liderem, Małgorzatę Sekułę-Szmajdzińską, senatorkę a wcześniej posłankę. Zaszczyt uczestnictwa w tych wyborach jest również moim udziałem – będę kandydował z ostatniego miejsca. Na liście znajdują się też radni z Wrocławia i osoby, które mają pozycję w środowiskach kobiecych i biznesowych.
To mocna lista – jestem przekonany, że wynik wyborczy będzie dobry.

Jakimi sprawami regionalnymi zajmuje się Pan obecnie jako poseł wybrany w okręgu legnicko – jeleniogórskim?

Tych spraw jest bardzo dużo. Już w najbliższych dniach rozpoczynamy rozmowy w Ministerstwie Środowiska na temat likwidacji nielegalnego wysypiska toksycznych śmieci w Głogowie. Dojdzie do spotkania prezydenta tego miasta, Rafaela Rokaszewicza razem z wiceministrą klimatu Anitą Sowińską. Będziemy dążyć do wpisania głogowskiego wysypiska w projekt pilotażowy, pokazujący, jak skutecznie likwidować tego typu zagrożenia. Dodam, iż likwidacja tego niebezpiecznego składowiska będzie bardzo droga – mówimy o kwocie 43 mln zł.

Rozmawiamy również o sprawach KGHM. Na drugą połowę czerwca – jako wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Gospodarki zaprosiłem Zarząd KGHM S.A. i przedstawicieli związków zawodowych na specjalne posiedzenie komisji. Chcę, byśmy porozmawiali o częściowej likwidacji podatku od kopalin. Jest to podatek, który dotyczy wyłącznie wydobycia miedzi i KGHM. Jestem już po rozmowach z przewodniczącym komisji, Ryszardem Petru, któremu bardzo spodobał się taki kierunek zmian. Spróbujemy przedstawić efekty tych rozmów ministrowi finansów. Nawet, jeśli nie uda się przeforsować ograniczenia podatku w tym roku, będziemy działać na rzecz jego zmiany do końca kadencji. Moim pomysłem jest to, by oprócz zmiany sposobu naliczania podatku (tylko w tym roku jest to 3,7 mld zł) około 700 mln zostawało w regionie.
Proponuję w związku z tym utworzenie specjalnego funduszu, który służyłby likwidacji szkód pokopalnianych w regionie – właśnie ze wspomnianych wcześniej 700 mln zł.
Fundusz byłby instrumentem wsparcia zwłaszcza dla tych gmin, które na wydobyciu miedzi są w jakiś sposób poszkodowane. Środki z niego byłyby również wsparciem dla biedniejszych samorządów dawnego woj. jeleniogórskiego, którym jest bardzo potrzeby np. na rozwój przedsiębiorczości albo rozbudowę dróg lokalnych. Dodatkowo te pieniądze w jakiejś części służyłyby poprawie warunków pracy pracowników dołowych KGHM.
Starania o utworzenie takie funduszu są częścią mojego programu wyborczego i chcę się z nich wywiązać.

Dziękuję za rozmowę