Jewgienij Baszkirow: Lubin znam z gry komputerowej
LUBIN. Przychodził do Zagłębia Lubin z Rubina Kazań pod koniec lutego tego roku. Z miejsca wywalczył miejsce w podstawowym składzie „Miedziowych” i choć rozegrał tylko trzy spotkania, to dał się poznać jako solidny, defensywny pomocnik. W Lubinie bardzo mu się spodobało i w ostatnich tygodniach przedłużył kontrakt z klubem na kolejne dwa lata. W długiej rozmowie z nami popularny „Baszka” opowiedział o tym, jak spędzał ostatnie tygodnie, ale także o zainteresowaniach, siłowni w domu i planach na przyszłość.
Obecnie trwają przygotowania do restartu rozgrywek PKO Ekstraklasy. Już w ten piątek zmierzymy się z Pogonią Szczecin. Jak to wygląda z twojej perspektywy?
- Jako osoba, która lubi dużo trenować i nie rezygnowała z tego podczas siedzenia w domu, cieszę się, że mogłem w końcu wyjść na boisko. Teraz mamy codziennie możliwość wykonywania zajęć z piłką i z tego powodu jestem szczęśliwy. Mówiąc szczerze, to myślę, że każdy zawodnik się z tego cieszy. Takie zajęcia były nam potrzebne i dla całej drużyny na pewno są bardziej inspirujące, aniżeli te wykonywane w domu. Tak jak wspomniałeś, cała liga czeka na wznowienie rozgrywek, więc mam nadzieję, że w piątek uda nam się w końcu zagrać. W tym tygodniu mamy jeszcze testy kontrolne, które powiedzą nam czy wszyscy są zdrowi, a tuż po nich nie ma już przeciwwskazań. Ostatnie czasy, rzeczywiście, nie były łatwe, ale teraz moje wszystkie myśli koncentrują się na najbliższych meczach.
Polska liga nie będzie pierwszą, która zdecydowała się na restart rozgrywek.
- Tak, zgadza się. W ostatnich dniach wystartowała choćby niemiecka Bundesliga, dzięki czemu piłka nożna jest jeszcze bardziej dla nas dostępna. Oglądając ją nawet w telewizji, masz takie poczucie, że to już jest naprawdę blisko.
Z drugiej strony gra się tam bez publiczności i tak samo będzie w Polsce.
- Oczywiście, ma to znaczenie. Kiedy jednak wyjdzie się już na murawę i kiedy wykona ten pierwszy krok na stadionie, zobaczy się przeciwnika na boisku, to momentalnie poczuje się to wolę walki. Wolę zwycięstwa. Dlatego nie obawiam się, że brak publiczności wpłynie na nas jakoś negatywnie.
Od momentu przyjazdu do Lubina z Rubina Kazań nie miałeś możliwości pojechać do domu. W naszym mieście żyjesz, póki co, sam. Jaki to ma na Ciebie wpływ?
- Pół żartem, pół serio, to od początku mojej przygody z piłką czuje się jakbym był w jakiejś kwarantannie. Chodzi mi o podejście i dyscyplinę, którą sobie narzucam. Ale mówiąc już całkiem poważnie, to sytuacja była naprawdę dynamiczna. Przyjechałem do Lubina, udało się zagrać trzy spotkania i podczas przygotowania do czwartego wszystkich nas zaskoczyła ta wiadomość. Bardzo szybko Czesi, Słowacy czy Niemcy zamknęli swoje granice przez co wyjazd z Polski był utrudniony. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że ten okres kwarantanny minie szybko, albo że przyjęte obostrzenia staną się trochę lżejsze, przez co będzie możliwość choć na chwilę pojechać do domu. W drużynie, oprócz mnie, było również kilku innych zawodników czy członków sztabu, w podobnej sytuacji. Tak się jednak nie stało, rząd ogłosił akcję “Zostańcie w domu” i musieliśmy się dostosować. Jako jedni z pierwszych przeszliśmy na treningi indywidualne, wykonywane według specjalnych rozpisek w domu. Na samym początku można było jeszcze biegać czy to w parkach czy to w lasach, z czasem jednak musieliśmy całą pracę wykonywać w miejscu zamieszkania.
Jestem jednak profesjonalistą i wiem, z czym wiąże się życie piłkarza. Z moją rodziną czy znajomymi jestem w stałym kontakcie czy to telefonicznym czy SMS-owym. Ostatnio rozmawiałem przez Skype z moją babcią, która ma farmę pod Saint Petersburgiem i pokazywała mi swoje nowe sadzonki. Więc, jak widzisz, możliwości dzisiaj są nieograniczone (śmiech).
Kilka tygodni temu podpisałeś nowy, dwuletni kontrakt z Zagłębiem Lubin. Działo się to jednak w wyjątkowych okolicznościach – wszak liga nie grała. Jak ten czas spędzali zawodnicy?
- Tak, rzeczywiście. Sytuacja związana z epidemią wszystkich nas zaskoczyła. Na początku na pewno było ciężej, gdy wprowadzono zakaz wychodzenia z domu. Nie było szans na spacery, wyjścia do parków czy ogólnie na świeże powietrze. W klubie zamknięto również siłownie, więc musiałem sobie w domu otworzyć własną. Za zgodą naszego trenera przygotowania fizycznego – Marka Świdra, wziąłem trochę sprzętu do siebie i w jednym z pokoi zrobiłem własne centrum treningowe. To by raczej nie ucieszyło moich sąsiadów, ale na moje szczęście, nikt pode mną nie mieszka. Nikt więc nie słyszał podskakiwania podczas tych ćwiczeń.
A co na to właściciel mieszkania?
- Rozumiał to. Zresztą, bardzo fajnie podszedł do całej sytuacji. Pamiętam jednego dnia przyjechał z koszem pełnym produktów – jajkami, warzywami, owocami etc. z informacją, że to od jego mamy, która się o mnie martwi. To było naprawdę bardzo miłe.
Czas przymusowej izolacji, to nie tylko treningi piłkarskie. Co jeszcze robiłeś, gdy trzeba było siedzieć w domu?
- Tak jak powiedziałem, w pewnym momencie nie można było wychodzić nawet na krótkie spacery. Wychodziłem więc chociażby na balkon, aby złapać choć trochę świeżego powietrza. Wieczorami brałem gitarę, którą kupiłem już tutaj w Lubinie i starałem się na niej grać. Dzięki temu mogłem poznać moich sąsiadów, którzy pewnego dnia z zaciekawieniem ze swojego balkonu patrzyli i szukali, kto tak śpiewa w okolicy.
Skąd pomysł na naukę gry na gitarze?
- A dlaczego nie? Kiedyś Ci wspominałem, że miałem okazje być na scenie podczas koncertu na żywo, gdzie skorzystałem z zaproszenie znajomego „frontmana” kapeli. To było fajne doświadczenie i zawsze chciałem zobaczyć jak to jest być muzykiem. W Lubinie mam dużo czasu i pewnego dnia poprosiłem o pomoc kolegę z klubu, aby pomógł mi kupić gitarę. Pojeździliśmy w kilka miejsc i w końcu udało się odkupić jedną, całkiem fajną od pewnego właściciela. Mówił, że kiedyś służyła jego córce, ale wyjechała na studia i już nie gra. Dałem instrumentowi drugie życie.
Jakie kompozycję grałeś więc sąsiadom?
- Przeważnie rosyjskie piosenki bądź covery znanych utworów. W planach mam również nauczyć się grać hymn Zagłębia, który póki co znam z Youtube. Brak nut na pewno nie ułatwia zadania, ale nie jest także przeszkodą nie do przeskoczenia.
Wracając do spraw piłkarskich, jak wyglądał sam powrót na murawę?
- Po czasie izolacji przyjechaliśmy do klubu na testy medyczne, podczas których pobrano nam krew i zbadano na obecność przeciwciał. Wyniki dla wszystkich były dobre, więc nie było przeciwskazań, aby wrócić do zajęć. Te, początkowo różniły się od takich, jakie znamy z doświadczenia. Musieliśmy stosować się do obostrzeń, więc trenowaliśmy zgodnie z zasadami bezpieczeństwa w małych grupach. Do dziś zajęcia są inne. Nie korzystamy z szatni, siłowni, trzymamy dystans, obowiązują nas określone zasady i zachowania. Mamy także ciągle rozpiski indywidualne, sam też dużo ćwiczę w domu.
W takim razie w czasie przerwy bez problemu trzymałeś reżim treningowy?
- Zdecydowanie. Paradoksalnie moja waga poszła nawet w górę! Nabrałem jednak masy mięśniowej i jest to spowodowane inną specyfiką treningu. Czuje się z tym jednak bardzo dobrze, bo to taka moja optymalna waga. Bywały już czasy, gdzie na przykład w Tomsku ważyłem kilka kilo więcej od mojej wyjściowej wagi, czyli 70 kilogramów. Miałem wtedy inne zadania w strefie defensywy i ta masa mi pomagała. Więc to tak naprawdę powiązane jest z treningiem. Teraz, ćwicząc w domu, robiłem oczywiście sesję cardio, ale także dużo przysiadów, wyciskania hantli i relatywnie mniej biegania. Naprawdę, czuję się z obecną wagą komfortowo i moja dyspozycja się nie zmieni.
A jak sama świadomość występowania wirusa na Ciebie wpływa? Nie będziesz się bał wyjść na boisko i zagrać w meczu?
- Myślę, że w Polsce naprawdę dobrze radzą sobie w kwestii przygotowania do restartu rozgrywek. Mamy również przykłady z Niemiec czy Czech, które pokazują, że jest to możliwe. Oczywiście, niektórzy na pewno z tyłu głowy będą mieli to, że ryzyko zawsze jest, ale staram się o tym nie myśleć. Każdego dnia, rano i wieczorem, mierzymy sobie temperaturę i wypełniamy specjalny protokół medyczny, którzy przekazujemy do naszego sztabu medycznego. Na bieżąco jesteśmy w kontakcie z naszymi lekarzami i możemy zwrócić się do nich z każdą wątpliwością.
Wszystkie nowe informacje również otrzymujemy na bieżąco od naszego kierownika Karola. Czasami się śmiejemy, że w tym okresie ma dwa telefony – jeden do zadań specjalnych, który odbiera automatycznie po pierwszym sygnale i drugi do wysyłania wiadomości na naszej grupie wewnętrznej. Właśnie na niej przeważnie pojawiają się wszystkie ważne informację.
Jak z perspektywy tych kilku miesięcy oceniasz życie w Lubinie?
- Samo miasto jak dla mnie ma wszystko czego potrzebuje. Mam dobre warunki do mieszkania, trenowania czy regenerowania. Oczywiście, teraz przemieszczanie się i co za tym idzie, poznawanie miasta jest utrudnione, ale nie mam co narzekać. Zabawne sytuacje bywają czasami, gdy rozmawiam z ludźmi z mojego kraju. Bardzo często mylą Lubin z Lublinem i pytają mnie o różne rzeczy z tego drugiego miasta. Ale zdarzają się tacy, którzy pamiętają nasze miasto z gry komputerowej Gorky 17. Kojarzysz? Taka gra, której fabuła działa się w post apokaliptycznej Polsce i właśnie Lubin był centrum zdarzeń. Jako młody chłopak grałem w nią i wtedy bym nie powiedział, że za kilka lat będę tu mieszkał. Duża grupa moich znajomych czy dziennikarzy wie również, że jest to miasto górnicze. Ale jak już powiedziałem – mam tutaj wszystko co potrzebuje. Są sklepy, restauracje, galerie i co najważniejsze, bardzo dobre warunki do treningu.
Okres kwarantanny na pewno nie ułatwiał poznawania samego miasta i okolic.
- Zgadza się, nie było to możliwe. Dane mi było zobaczyć niewiele, a na co dzień pozostawał widok z okna czy z zza szyby samochodu, gdy jechałem na stadion. Niemniej, było też w tym trochę plusów. Mogłem robić inne rzeczy, jak choćby gotować czy uczyć się czegoś nowego. Ostatnio zacząłem robić podcasty, nawet kupiłem do tego specjalny mikrofon. Każdą wolną przestrzeń starałem się wypełnić czymś innym.
Był czas na nadrobienie serialowych lub filmowych zaległości?
- Aż takim fanem seriali to nie jestem. Zdarza mi się obejrzeć film, ale wybieram raczej propozycję mało popularne. Ostatnio znajomy z Londynu podesłał mi koreańską produkcję, taki trochę thriller psychologiczny. Był nieźle pokręcony, ale całkiem ciekawie się to oglądało. Coś jak „Oldboy”, widziałeś?
Tak. Ten film był mocno „pokręcony”
- Był! Ale z drugiej strony mocno wciągał. Lubię takie kino niezależne. Zmusza do myślenia. Polecam również film „Stalker” Andreja Tarkowskiego, który powstał na motywach powieści „Piknik na skraju drogi” braci Strugackich.
W takim razie książki również dobierasz pod tym kątem?
- Zdecydowanie. Zostając przy braciach Strugackich, to rekomenduje „Poniedziałek zaczyna się w sobotę”. Futurystyczne dzieło, którego akcja rozgrywa się w rosyjskim Sołowcu. Taka trochę fantastyka naukowa, trochę satyra, ale pokazująca trochę prawdy o nas samych.
A jak idzie nauka języka polskiego?
- Dobre pytanie! Jak mi idzie? Rozumiesz mnie jak mówię po polsku? Staram się codziennie przyswajać nowe słówka, bo tak łatwiej funkcjonuje się nie tylko w szatni, ale i w życiu codziennym. Na pewno jeszcze trochę nauki przede mną, ale bardzo dużo rozumiem, zdecydowanie więcej niż połowę z tego, co się do mnie mówi.
Swego czasu przejąłeś klubowe konto na Instagramie i tam z językiem polskim radziłeś sobie całkiem nieźle.
- Przygotowałem się! A tak całkiem poważnie, to gdy pojawiła się propozycja z marketingu, abym pokazał kawałek swojego dnia w kwarantannie, to skorzystałem. Interakcja z naszymi kibicami jest bardzo ważna. Chciałem, żeby zobaczyli jak wygląda mój typowy dzień i starałem się go wiernie odzwierciedlić. Zaczął się dość wcześnie, bo sąsiad akurat robił remont z samego rana (śmiech). W każdym razie coś ugotowałem, trochę poćwiczyłem i mam nadzieję, że kibicom się podobało.
Na pewno. A czy miałeś czas na oglądanie spotkań PKO Ekstraklasy i wyrabianie sobie o niej opinii. Jak oceniasz naszą ligę?
- Co innego oglądać, a co innego w niej grać. Tak naprawdę, to ciężko ocenić jej poziom po trzech rozegranych spotkaniach. Takie pierwsze wrażenie jakie mam, to na pewno to, że każdy stara się w niej grać ofensywnie. Prawie wszystkie drużyny starają się atakować, przez co same spotkania są atrakcyjniejsze dla oka. Czasem takie granie może wydawać się beztroskie, ale to może się podobać. Dla mnie to dobrze, bo mogę bardziej wykazać się na boisku, mam więcej pracy. Lubię przewidywać jak zachowa się przeciwnik, odczytywać jego zamiary i momentalnie po odbiorze zaczynać akcję. Tutaj mam do tego więcej okazji.
To brzmi trochę jakbyś miał w planach zmianę pozycji, na bardziej ofensywną.
- Nie, to nie tak. Bardziej mówię o odczuciach, bo jeśli chodzi o grę na konkretnej pozycji, to od tego jest trener. Dla mnie najważniejsze jest grać. Jeśli zapadnie decyzja, że mam występować bardziej z przodu, to się dostosuje. Analogicznie jeśli będzie potrzeba wystąpić choćby na boku pomocy czy obrony. Jestem profesjonalistą i gram tam, gdzie każe szkoleniowiec. Dla mnie piłka nożna to gra, w której musisz się zaadaptować do konkretnej sytuacji. Jeśli trener uważa, że twoje umiejętności są potrzebne na danej pozycji lub w pewnej strefie, to po prostu tam grasz.
Czujesz się przygotowany do meczu z Pogonią Szczecin?
- Tak. Dobrze się czuje przed wznowieniem rozgrywek jeśli chodzi o dyspozycję fizyczną i psychiczną. Wykonaliśmy jako zespół dużo dobrej pracy, w trzeba sobie powiedzieć, tych ciężkich warunkach i teraz trzeba to przełożyć na boisko. Z każdym meczem będziemy też nabierali większej pewności siebie. Zawsze tak jest. Z początku ciężko się przestawić, ale po jakimś czasie to przychodzi i teraz najważniejsze, aby to było jak najszybciej.
A wizualizujesz sobie już przebieg tego spotkania?
- Nie, nie robię takich rzeczy. Tak samo jak nie odpowiem Tobie na kolejne pytanie, odnośnie wyniku, bo widzę, że chcesz zadać. Na początku jest po zero i od dwóch drużyn na boisku zależy jak to się skończy. W piątek wszystko będzie w naszych nogach i głowach. Wierzę, że sztab trenerski przygotuje nas odpowiednio pod przeciwnika. Mieliśmy analizy wideo, czekają nas kolejne, po których będziemy wiedzieć jak trener chce, abyśmy zagrali. My z naszej strony musimy zrobić wszystko, żeby te założenia realizować później na boisku.
To już tak na koniec – czego Ci w ostatnich tygodniach brakowało, ale tak najbardziej?
- Piłki! Zdecydowanie. Kiedy po raz pierwszy po przerwie wyszliśmy na boisko i kopnąłem futbolówkę, czułem się jak małe dziecko. Normalnie wróciła taka dzika radość z dzieciństwa, gdy każdy na podwórku był Figo, Zideane’m czy Del Pierro. To było niesamowite.
Ty byłeś wtedy kim?
- Del Pierro. Nawet fryzura trochę podobna.