Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

W. Grzyb: Najważniejsze i tak są punkty

CHOCIANÓW. Objęcie Stali Chocianów przez Wojciecha Grzyba było sporym wydarzeniem, jednak w tym przypadku efekt nowej miotły nie zadziałał. Jeśli spojrzymy na tabelę uwzględniającą okres pracy byłego zawodnika Ruchu Chorzów w Chocianowie, to jego zespół ma najmniej punktów, dodatkowo „prowadząc” w klasyfikacji na najsłabszą defensywę i ofensywę. Grzyb po kilku bolesnych porażkach rozważał rezygnację ze stołka trenera, lecz dostał wyraźny sygnał, że zespół jest z nim, więc kontynuuje projekt. O łączeniu funkcji szkoleniowca z rolą zawodnika, transferach, słabych wynikach i planach na najbliższe tygodnie z Wojciechem Grzybem rozmawiał Dawid Graczyk.

W. Grzyb: Najważniejsze i tak są punkty

W Chocianowie jest Pan już blisko dwa miesiące, więc można chyba powiedzieć, że pełen przegląd kadr został dokonany?
Wojciech GRZYB: - Prawdę mówiąc to poznałem zespół bardzo szybko, ponieważ kadry są liczbowo dość ubogie. Może liczyłem na nieco inną sytuację, lecz jest tak, jak jest i pracuję z tym, co mam. Ja zdążyłem poznać chłopaków, oni zdążyli poznać mnie, na współpracę chyba nie narzekamy, ale zawsze ważny jest wynik, a nie to czy trener lubi piłkarzy i jaka jest atmosfera. U nas niestety wyniki są bardzo słabe.

Ze Szczedrzykowic odchodził Pan w nienajlepszej atmosferze. Jak układa się współpraca w Stali?
Jeżeli chodzi o postawę, to nie ma większych problemów. Kłopotem jest jednak frekwencja na treningach, która mocno rzutuje na całokształt. Zderzyłem się z brutalną rzeczywistością panującą w okolicy Lubina, gdzie wielu zawodników to górnicy. Jesteśmy klubem amatorskim, a futbol amatorski ma to do siebie, że jednak na pierwszym miejscu jest praca zawodowa, więc nie mogę mieć pretensji o absencję zawodnika, któremu akurat tak wypadnie zmiana. Z tego powodu zdarzają się zajęcia, na których mam do dyspozycji ośmiu czy dziesięciu zawodników, co właściwie wyklucza szlifowanie taktyki drużynowej bądź rozpracowywanie najbliższego rywala.

Kibice Stali często zarzucają zarządowi, że przespał letnie okienko transferowe. Pan również narzeka na braki kadrowe.
Powiedzenie, że wyniki są słabe, bo nie mam kim grać, byłoby dużym uproszczeniem i odbiciem piłeczki w stronę zarządu. Przychodząc do Chocianowa wiedziałem iż zespół opuściło kilku kluczowych zawodników, mających ogromny wpływ na jego postawę w poprzednim sezonie. Wystarczy wspomnieć Sebastiana Burdę, Damiana Podziewskiego, Łukasza Bednarza, Patryka Kozaka czy Marcela Wolana. Ich nie trzeba nikomu tutaj przedstawiać. To jest już pięć nazwisk, które na dzień dzisiejszy miałyby właściwie pewne miejsce w pierwszym składzie. Odejście niemal połowy zespołu to nie jest łatwa sprawa, jednak ja wiedziałem na co się pisze. Nie było tak, że ktoś mnie postawił przed faktem dokonanym i w ostatniej chwili tych zawodników zabrał. Przychodząc do Stali, zdawałem sobie sprawę z możliwych braków jakościowych, jednak liczyłem na większą ilość graczy i więcej młodzieży. Mamy dwóch bardzo zdolnych nastolatków, których rozwój mogę uznać za największy plus tego mojego dwumiesięcznego pobytu w Stali. Miłosz Róg i Jakub Zdulski mają ogromny potencjał, dostają swoje szanse, ale w tym wieku wahania formy czy popełniane błędy są zupełnie normalne. Ich praca na treningach napawa optymizmem, jednak muszę przyznać, że po ostatnich spotkaniach miałem moment zwątpienia. Zastanawiałem się czy jestem osobą, która da radę podnieść ten zespół, jednak krótka rozmowa w szatni dała mi motywacyjnego kopa. Zawodnicy pokazali, że są za mną i walczymy dalej.

Do końca rundy jesiennej zostały Wam cztery mecze. Stawiacie przed sobą jakąś konkretną liczbę punktów do zdobycia?
Mamy przed sobą starcia z beniaminkami i na pewno musimy zapunktować, bo inaczej zostaniemy na dnie tabeli na dłużej. Dużo czasu poświęcam analizie gry, częściowo wiem czego mogę spodziewać się po rywalach, ale nie narzucam sobie jakiegoś sztywnego pułapu punktowego. Do zdobycia jest dwanaście „oczek” i o tyle powalczymy. Jednak realnie patrząc, siedem lub osiem punktów byłoby bardzo dobrym wynikiem, ponieważ podwojenie obecnego dorobku pozwoliłoby na złapanie oddechu. W najbliższą sobotę gramy z teoretycznie najsłabszym pośród beniaminków, czyli sąsiadującym z nami w tabeli Gryfem Gryfów Śląski. Niestety nie będę mógł pomóc chłopakom na boisku, ale wierzę, że dadzą radę, nawet gdybyśmy znowu mieli jechać na mecz w jedenastu lub dwunastu, to musimy powalczyć o dobry wynik.

Co skłoniło Pana do odwieszenia butów z przysłowiowego kołka?
Przyszedłem tu z myślą by trenować, a nie grać. Życie napisało nieco inny scenariusz, z czego nie jestem zadowolony, bo mając 44 lata nie mam jakiegoś ogromnego parcia do biegania po boisku czy tym bardziej udowadniania komuś czegokolwiek. Przyszła taka konieczność, wszedłem na murawę w Wojcieszynie, następnie zrobiłem to w Jeleniej Górze, gdzie jeden z zawodników po prostu nie miał już sił, a nie było nikogo poza mną na ławce rezerwowych i później w Siedliskach, gdzie przegrywaliśmy 0:2. Na dłuższą metę, to dla mnie nie do pomyślenia, ponieważ jestem przeciwnikiem funkcji grającego trenera. Wychodząc na boisko, ogląda się mecz z innej perspektywy i wiem sam po sobie, że kiedy jestem na murawie, zachodzi zupełnie inna komunikacja. Przestaję być trenerem, więc chciałbym tego unikać. Jednak, by od tego całkiem odejść, muszę mieć odpowiednią ilość zawodników. Parafrazując tą myśl, powiem, że dziś rozmawialiśmy o sytuacji, w której AKS Strzegom został ukarany walkowerem za przeprowadzenie siedmiu zmian. Moim pierwszym skojarzeniem było to, iż chciałbym kiedyś mieć możliwość zrobienia tylu zmian! To oczywiście tak z przymrużeniem oka, choć w tej rundzie raczej się nie zapowiada, byśmy mogli przekroczyć limit.

Przerwa zimowa za pasem. Szykujecie w klubie ofensywę transferową?
- Na dzień dzisiejszy o tym nie myślę. Jesteśmy w trudnej sytuacji i skupiam się głównie na najbliższym miesiącu, czyli tych czterech pozostałych meczach. Oczywiście, chciałbym mieć taki komfort, by już dziś planować kogo i na jakie pozycję sprowadzę w najbliższym okienku transferowym, natomiast nie mogę sobie na to pozwolić. Poza tym, jestem w trakcie kursu UEFA Pro, który zajmuje naprawdę dużo czasu, więc temat wzmocnień siłą rzeczy odsunięty jest trochę na boczny tor. Prowadzę wstępne rozmowy z zarządem, jednak na razie kwestia transferów jest dość niewygodnym tematem, ponieważ nie wiem, co mogę proponować zawodnikom. Na pewno bliżej końca rundy jesiennej będziemy wiedzieć więcej.

Stal pod Pana wodzą zdobyła tylko cztery punkty, dodatkowo legitymując się bardzo słabym bilansem bramkowym. Liczy Pan na przebudzenie przed finiszem czy spokojnie oczekuje przerwy zimowej?
- Gdybym myślał tylko o tym, żeby dociągnąć do końca rundy, raczej nie byłoby mnie już na stanowisku. Jestem osobą ambitną, to była jedna z moich dominujących cech w czasach gry w piłkę, więc teraz również to się udziela. Zawsze chcę wywalczyć tyle punktów ile jest do zdobycia, jednak tylko częściowo decyduję o tym, jak to wygląda na boisku. Jako trener mam plan na ten zespół, dużo pracujemy, jednak ten proces treningowy, który trwa, nie przynosi spodziewanych efektów, o czym ostatnio powiedziałem zarówno zawodnikom jak i zarządowi. Dałem im do zrozumienia, że może to być dobry moment na zmiany, gdyż nie widać mojej ręki w wynikach, bo gra zespołu, zwłaszcza pod względem taktycznym poprawiła się. Później nie przekłada się to na rezultaty, bo na przykład po przegranej z Apisem Jędrzychowice, trener rywali dziękując mi za mecz przyznał, że wynik w żaden sposób nie oddaje przebiegu spotkania. W pierwszej połowie jesteśmy równorzędnym rywalem dla zdecydowanie wyżej notowanego przeciwnika, ale nagle wszystko się sypie. Sami strzelamy sobie bramkę, później nie trafiamy z karnego i w świat idzie wynik 0:5. W tej rundzie mamy już na koncie trzy gole samobójcze, kilka sprokurowanych rzutów karnych i sporo prezentów podarowanych rywalom pod naszą bramką, więc mamy nad czym pracować.

Uważa Pan, że wyniki osiągane przez Stal są na miarę obecnego potencjału zespołu?
- Stal powinna punktować lepiej, bo tak realnie patrząc, kilka spotkań przegraliśmy w głupi sposób. Ze Spartą Grębocice, gdzie ulegliśmy 1:2, strzeliliśmy dwa gole samobójcze, przy odrobinie szczęścia mogliśmy pokonać Górnika Złotoryja, ale wyszło inaczej. Mieliśmy też ciężkie mecze wyjazdowe w Jeleniej Górze, Głogowie czy Strzegomiu, gdzie wyglądaliśmy momentami naprawdę dobrze, jednak w tym zespole problem jest w momencie straty bramki, ponieważ wtedy wszystko się sypie. Uważam, że to głównie przez brak doświadczenia, ponieważ jak wcześniej mówiłem, ci ograni zawodnicy opuścili Chocianów. Został Mateusz Bartuzel, czyli tutejszy człowiek orkiestra, jednak po nim również widać zmęczenie tą sytuacją. Przecież nikt nie lubi w co trzecim meczu przegrywać różnicą kilku goli, zwłaszcza wiedząc, że potencjał jest wyższy. Po raz trzeci jednak powtórzę- najważniejsze są wyniki, a te nas nie bronią. Ja jestem trenerem więc odpowiedzialność za ten stan rzeczy biorę na siebie, bo do tej pory nie potrafiłem ustawić zespołu tak, by zaczął odpowiednio punktować.

W najbliższym meczu będziecie mieć okazję do przełamania, bo Gryf Gryfów Śląski jest zespołem w Waszym zasięgu.
- Trzeba powiedzieć, że jedziemy po trzy punkty, chociaż nie chcę, by ktoś pomyślał, że Grzyb lekceważy rywala i już przed meczem dopisuje sobie „oczka”. Jako trener nie mogę byś minimalistą, chcącym zremisować 0:0, by Gryf został za nami w ligowej tabeli, ponieważ to byłoby nie w moim stylu. Widziałem fragmenty meczów naszego najbliższego rywala, wiem gdzie mają problemy, podobnie jak my często tracąc głupie bramki. Zdążyłem zauważyć, że długofalowa praca przynosi skutki. Za przykład może posłużyć tutaj Sparta Grębocice, która w tym sezonie potrafiła wygrać z Apisem Jędrzychowice, zremisować w Strzegomiu czy Rudnej i ogólnie punktuje aż miło. Zajmują piąte miejsce, choć nikt przed sezonem nie zakładał takiego scenariusza, więc można ich nazwać największą rewelacją. Dłuższa praca z trenerem Żmudzińskim przynosi efekty i liczę, że u nas też to w końcu zaskoczy. Potrzebujemy punktów, by złapać oddech, więc celujemy w wygraną. Nawet gdybyśmy jechali, na przykład, do Ścinawy, to mierzylibyśmy w pełną pulę, ponieważ każde spotkanie jest do wygrania, a ja jako trener muszę zawodników natchnąć to wiarą w zwycięstwo.

Dziękuję za rozmowę.

Powiązane wpisy