Wystartowali kiepsko, ale teraz na cel biorą beniaminków 4 ligi
PROCHOWICE. Jeżeli spojrzymy na rozgłos i szeroko pojęty marketing, Prochowiczanka Prochowice wyprzedziła ligowych rywali o dwie długości jeszcze przed pierwszą kolejką trwającego sezonu. Sprowadzenie Shomy Deguchiego odbiło się szerokim echem nawet w ogólnopolskich mediach, lecz rozgłos nie idzie na razie w parze z wynikami, bo Prochowiczanka po siedmiu seriach gier, z dwoma punktami na koncie, zajmuje przedostatnią pozycję. W tunelu pojawiło się jednak światełko, ponieważ podopieczni Jarosława Pedryca najpierw stoczyli wyrównany pojedynek z Orkanem Szczedrzykowice w Pucharze Polski, a przed tygodniem zremisowali z liderującym Apisem Jędrzychowice 1:1.
W Prochowicach lubią zaskoczyć. Zimą wyjechali na obóz do Turcji, o czym informowało wiele portali sportowych, a ostatnio zrobiło się głośno o transferze Japońskiego obieżyświata.
Nowy nabytek nie okazał się zbawcą Prochowiczanki, choć wszyscy są pod wrażeniem jego zaangażowania. Na razie zespół dowodzony przez Jarosława Pedryca pozostaje bez wygranej, a najlepszymi wynikami w lidze są domowe remisy z Górnikiem Złotoryja i Apisem Jędrzychowice.
- Spodziewaliśmy się, że początek będzie trudny i byliśmy przygotowani na taki scenariusz, choć liczyłem na więcej punktów niż dwa. Kilka „oczek” straciliśmy w głupi sposób, ale taka jest piłka. Dość mocno zmienił nam się skład, a w miejsce doświadczonych graczy wskoczyła zdolna młodzież, ponieważ w Prochowicach nie ma już płacenia zawodnikom. Z Apisem od pierwszej minuty zagrało czterech nastolatków, a dwóch kolejnych siedziało na ławce rezerwowych. Ci chłopcy mają podstawy, widać, że potrafią grać w piłkę, ale potrzebują czasu by nabrać czwartoligowego doświadczenia, ponieważ to zupełnie inny kawałek chleba niż futbol młodzieżowy. Mamy na koncie pięć porażek, jednak większość z nich to przegrane jednym golem, gdzie mogliśmy urwać punkty – przybliżył początek sezonu Jarosław Pedryc.
Trener najbardziej żałuje zmarnowanych szans w spotkaniach z Karkonoszami Jelenia Góra (0:1) oraz Apisem Jędrzychowice (1:1), ponieważ to w nich Prochowiczanka była najbliżej zgarnięcia pełnej puli. W obu przypadkach zawiodła skuteczność, która zdaje się być sporą bolączką zespołu. Stare piłkarskie porzekadło mówi, że drugi sezon jest dla beniaminka tym najtrudniejszym, lecz jeśli cofniemy się w czasie, to łatwo dostrzec podobieństwo w wynikach prochowiczan. Przed rokiem, jako beniaminek, po siedmiu kolejkach zespół trenera Pedryca miał na koncie trzy punkty, więc tylko o jeden więcej niż obecnie. Szkoleniowiec nie doszukuje się jednak jakichś powiązań.
- Z jednej strony rywale już nas znają, ale z drugiej, kadra dość mocno się zmieniła. Pod względem dorobku punktowego jest podobnie, lecz wówczas mieliśmy więcej doświadczonych graczy jak Jarosław Popowczak, Tomasz Cichocki czy Mateusz Matulak. Cała trójka z różnych powodów nas opuściła, a ich miejsce zajęli młodzi, jeszcze nieograni zawodnicy. Nowe otoczenie poznaje jeszcze Shoma Deguchi, który z meczu na mecz coraz lepiej rozumie się z resztą zespołu, więc raczej nie szukałbym analogii do poprzedniego sezonu, gdyż teraz mamy mocno zmieniony skład.
Nazwisko nowego pomocnika Prochowiczanki odmieniono chyba przez wszystkie przypadki, co nie powinno specjalnie dziwić, bo jego transfer, a zwłaszcza kulisy, są wręcz filmową historią. Na lokalnych boiskach możemy oglądać coraz więcej graczy z Brazylii czy Ukrainy, jednak Japończyk z przeszłością w lidze mongolskiej, tajskiej i kambodżańskiej to zjawisko niespotykane.
- Dla nas było to też jakąś nowością, bo wcześniej takiego zawodnika w Prochowicach nie było. Oczywiście nie chodziło nam o medialny rozgłos, który towarzyszył klubowi już przy okazji obozu w Turcji. Shoma wysłał maila, na którego odpisaliśmy informując go, że jesteśmy klubem amatorskim i nie stać nas na sprowadzenie zawodników zza granicy. On jednak nie odpuścił, przyleciał do Polski, przyjechał w dzień pierwszego treningu do Prochowic i chyba mu się spodobało. Shoma został przez nas ciepło przyjęty, co nie powinno dziwić, bo sam jest osobą bardzo otwartą i serdeczną. Może umiejętności piłkarskie nie pozwolą mu na podbicie Ekstraklasowych boisk, ale widać, że kocha piłkę nożną i jest bardzo ambitny – skomplementował nowy nabytek trener Pedryc.
Po serii słabszych meczów pojawiały się głosy mówiące o możliwości zwolnienia szkoleniowca. Sam zainteresowany nie ukrywa, że przez głowę przeszła mu myśl dotycząca rezygnacji ze stanowiska, jednak postawa zawodników błyskawicznie odciągnęła go od tego pomysłu.
- Uważam, że moją rolą jest budowa drużyny na lata, dlatego staram się stawiać na tych młodych zawodników. Na pewno fajnie byłoby ciągle wygrywać, jednak to nie jest takie proste. Czasami przychodzą momenty zwątpienia, kilka razy się zastanawiałem czy nie zrezygnować z funkcji trenera, lecz kiedy widzę zaangażowanie i pracę tych chłopców, to od razu nabieram chęci do dalszej walki. Ich ambicja sprawia, że człowiek szybko zapomina o porażce, myślami przechodząc do kolejnego meczu, w którym od razu chce się odkuć.
W ostatnich dniach w Prochowicach zza chmur wyjrzało słońce, bo czwartoligowiec zagrał dwa dobre spotkania. Najpierw, w tygodniu, zremisował 2:2 z Orkanem Szczedrzykowice w Pucharze Polski, by uznać wyższość lokalnego rywala dopiero w serii rzutów karnych, a kilka dni później sprawił ogromną niespodziankę remisując 1:1 z liderującym Apisem Jędrzychowice. W tym pojedynku to Prochowiczanka miała więcej szans na zgarnięcie pełnej puli, więc jeśli podopieczni Jarosława Pedryca potrafili postawić się Apisowi, to mogą napsuć krwi każdemu innemu przeciwnikowi.
- Chciałbym żeby te dwa mecze były oznaką lepszych czasów, jednak z doświadczenia wiem, że często po rozegraniu dwóch ciężkich spotkań w krótkim okresie czasu przychodzi zmęczenie. Zawodnicy maja mikrourazy, a kadrę mamy węższą niż w klasie Okręgowej. Wierzę, jednak, że przytrafi nam się dobra passa i zaczniemy zerkać w kierunku środka tabeli, a nie jej dna – powiedział trener.
Najbliższe tygodnia zdają się być doskonałą okazją do rozpoczęcia takiej passy, ponieważ Prochowiczanka najpierw zagra ze wszystkimi czterema beniaminkami (kolejno: Gryf Gryfów Śląski, KS Legnickie Pole, Kuźnia Jawor, Lotnik Jeżów Sudecki), a następnie zmierzy się z zamykającą tabelę Orlą Wąsosz.
- Nie możemy zapominać, że mamy na koncie dwa punkty, więc w żadnym ze spotkań nie będziemy jakimś murowanym faworytem. Myślimy tylko o najbliższym meczu, na nim się skupiamy i chcemy zanotować w nim pierwsze zwycięstwo – dodał Jarosław Pedryc.