D. Skwarek: uczymy się 4 ligi
LEGNICKIE POLE. Dla istniejącego zaledwie piętnaście lat KS-u Legnickie Pole, tegoroczny awans do IV ligi był największym sukcesem w krótkiej historii. Satysfakcja ze sporego wyczynu była regularnie mącona, ponieważ nad „LegPolem” długo wisiało widmo zablokowania promocji z powodu braku stadionu, później nastąpiła wymuszona zmiana na stanowisku prezesa, a wyniki w pierwszych tygodniach nie napawały optymizmem. Ostatecznie wszystko zakończyło się happy endem, ponieważ mimo wszelkich utrudnień, beniaminek zajmuje przyzwoite dziesiąte miejsce.
O trudach rundy jesiennej, klątwie własnego stadionu i planach na wiosnę, z trenerem Dariuszem Skwarkiem rozmawiał Dawid Graczyk.
Dziesiąte miejsce po rundzie jesiennej jest Waszym sukcesem czy porażką?
Dariusz SKWAREK: - Biorąc pod uwagę skład jakim dysponowaliśmy, jest to niewątpliwie nasz sukces. Podczas naszej ostatniej rozmowy mówiłem, że chcę zdobyć 21 punktów, mamy trzy mniej, ale w kilku spotkaniach „oczka” uciekły nam na własne życzenie. Pełną pulę mogliśmy zdobyć z Gryfowem, Szczedrzykowicami, a blisko remisu byliśmy w starciu z Odrą Ścinawa. Mieliśmy sporo pecha, bo zawodnicy wyjeżdżali na szkoły strażackie, Paweł Wyżga odszedł do futsalu, poważnej kontuzji nabawił się Grzeogrz Plecety, więc patrząc na te wszystkie okoliczności, dziesiąte miejsce na pewno nie jest złe.
Tabela pokazuje, że nie lubicie kompromisów.
- Nie planowaliśmy tego, ale tak wyszło, faktycznie. Albo zgarnialiśmy pełną pulę, albo schodziliśmy z boiska pokonani i w niektórych przypadkach brak satysfakcji z tego jednego punktu, odbijał nam się czkawką. Takim meczem, który najbardziej mi utkwił w pamięci, był ten z Orkanem Szczedrzykowice, gdzie było 0:0 i w ostatniej minucie poszliśmy niemal wszyscy do rzutu rożnego by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, a zamiast tego gospodarze wyprowadzili kontrę i wróciliśmy z pustymi rękoma.
Można z niej również wywnioskować, że Waszym najsłabszym ogniwem była defensywa, choć 10 z 41 goli daliście sobie wbić w jednym meczu.
- Nie ma co ukrywać, defensywa była naszą największa bolączką, jednak trudno żeby było inaczej, skoro mieliśmy trzech typowych obrońców. Tutaj nastąpiła kumulacja pecha i musiałem tą formację łatać, jak tylko mogłem. Nasz podstawowy defensor, Mateusz Dominiak z powodu ślubu i późniejszej podróży wypadł na miesiąc, w trzecim spotkaniu kontuzji doznał Grzegorz Plecety, kolejny podstawowy obrońca, Rafał Sejud wyjechał na szkółkę strażacką, a niestety wcześniej wypożyczyliśmy braci Adach oraz Patryka Kuklę, czyli trzech zawodników mogących grać w tej formacji. Myśleliśmy, że będzie spore pole manewru i chcieliśmy by łapali oni minuty w innych klubach, a później podstawowym zawodnikiem został siedemnastoletni Bartosz Mach, który miał się powoli ogrywać, lecz został od razu rzucony na głęboką wodę.
Przez sytuacje losowe, często miał Pan spory ból głowy przy wybieraniu składu. W związku z tym, planujecie zimą jakieś wzmocnienia?
- Przede wszystkim, na stałe wrócił Adam Wasilewski, na jakiś czas powróci również Rafał Sejud, który będzie miał jeszcze trzymiesięczną sesję na szkółce, a z wypożyczeń wracają Jakub Adach, Kamil Adach i Patryk Kukla. Jeśli chodzi o wzmocnienia z zewnątrz, to nie ukrywam, że rozglądamy się za nowymi zawodnikami, ale ciężko znaleźć ludzi chętnych do zmiany klubu między rundami. Jak już trafimy kogoś zainteresowanego, to pojawia się kwestia pieniędzy, a my nie jesteśmy bogatym klubem. Po ostatnim meczu chęć odejścia zgłosił natomiast Filip Kukułka.
Ostatnio wiele mówi się o poziomie IV ligi. Czy Was jako beniaminka czymś zaskoczyła?
- Z perspektywy całej rundy, mogę powiedzieć, że uważałem te rozgrywki za mocniejsze. Okazało się, że nie taki diabeł straszny, bo poza tymi zespołami z czołówki, każdy z każdym może wygrać, a runda wiosenna będzie bardzo ciekawa, bo wszystko może się w niej wydarzyć. Wystarczy spojrzeć na liczbę punktów, dzielącą szóste miejsce od trzynastego. To jest kwestia dwóch meczów.
Stadion, o którym było tak głośno, nie był Waszym sprzymierzeńcem. Gorzej na swoim terenie punktował tylko Lotnik Jeżów Sudecki.
- Niestety, nie szło nam na swoim boisku, ale mam nadzieję, że wiosną to się zmieni, bo nasz skład będzie silniejszy. Do zespołu wracają ważni zawodnicy, więc chcemy by ta zła karta odwróciła się w drugiej części sezonu, ponieważ poza Kuźnią, wszystkich rywali do walki o utrzymanie mamy właśnie u siebie.
Zaplanował już Pan okres przygotowawczy?
- Treningi wznowimy w połowie stycznia, będziemy trenować na hali oraz boisku ze sztuczną trawą i zobaczymy, co z tego wyniknie. Na tą chwilę mamy również zapewnionych siedem gier kontrolnych i wszystkie zostaną rozegrane na sztucznej nawierzchni.
Dziękuję za rozmowę.