Erupcja Wulkanu w Tęczy (FOTO)
ZŁOTORYJA. Trudno, naprawdę trudno pozbierać się po takiej kolejce jak ta, która obejrzeliśmy dzisiaj na złotoryjskiej Tęczy. Takiej ilości emocji nie zaserwowano kibicom już dawno. Zaczęło się jak u Hitchcocka, czyli najpierw trzęsienie ziemi, a później napięcie stale rosło. Czy można wyobrazić sobie lepsze powitanie, niż mecz lidera z wiceliderem, będących zarazem dwoma najpoważniejszymi kandydatami do końcowego triumfu? Nie, nie można. Szkoda tylko, że wyrównana walka trwała zaledwie dwadzieścia parę minut, ale szlagier z pewnością mógł się podobać.
Arkadiusz Paluch nie miał zamiaru ułatwiać rywalom zadania i wytoczył na nich najcięższe działa. Jaros, Kraśnicki, Gałaszkiewicz, Bochnia i Łuniewski między słupkami, tak wyglądał kwartet, który rozmontował liczące na niespodziankę Tornado.
Podopieczni Mirosława Zielenia grali tego dnia bardzo schematycznie, a ich poczynania były bardzo przewidywalne. Nieszablonowość prezentował tylko Adam Szydełko, który przy swoim występie może postawić duży plus. To właśnie gracz Czarnych Rokitki, po serii ataków Wulkanu, przeprowadził indywidualną akcję zakończoną groźnym strzałem na bramkę Łuniewskiego. Wyczyny Szydełki przyćmił, a jakże, Mateusz Jaros. Na tle przeciwników ze Złotoryjskiej Ligi Halowej, ten zawodnik wygląda jak ktoś z innej planety. Robi to, na co ma akurat ochotę i nikt nie potrafi mu przeszkodzić. Dziś, gdy w pierwszej połowie Marcin Rabanda dobrze dyrygował defensywą Tornada, Jaros wziął ciężar gry na swoje barki i oddał taki strzał, że Paweł Kroczak nie zdążył nawet drgnąć, a piłka po odbiciu się od poprzeczki wylądowała w siatce.
W drugiej połowie Tornado było równorzędnym rywalem Wulkanu raptem przez kilka minut. Na 2:0, błyskawicznie podwyższył Fabian Gałaszkiewicz, jednak zespół trenera Zielenia wciąż walczył. Dwa ataki zakończone fiaskiem musiały wystarczyć sympatykom Tornada na długie minuty, bo na parkiecie istniał tylko Wulkan. Trzeciego gola wpakował Marcin Kraśnicki, wykorzystując podanie Jacka Bochni. Ten sam zawodnik pokonał Kroczaka po raz czwarty, tym razem umieszczając piłkę przy słupku, po strzale zza pola karnego. Honor Tornada uratował bezsprzecznie najlepszy w jego szeregach Szydełko, który bezpośrednio z rzutu wolnego zaskoczył Łuniewskiego. Asysta przy golu Kraśnickiego rozochociła Bochnie, coraz aktywniej angażującego się w akcje ofensywne. Gracz Karkonoszy Jelenia Góra w odstępie kilkudziesięciu sekund zdobył dwa gole oraz zanotował kolejną asystę, tym razem przy golu Jarosa. Tuż przed końcem rozmiary porażki zdołał zmniejszyć Szymon Gut, wpychając piłkę do siatki z najbliższej odległości, po kolejnej dobrej akcji Szydełki. Strzelanie zakończył jednak ten, który rozpoczął, a więc Jaros. Zawodnik Wulkanu kilka chwil przed końcem podszedł do przedłużonego rzutu karnego i potężnym strzałem od poprzeczki ustalił wynik spotkania.
Wulkan pozostał więc jedynym zespołem z kompletem zwycięstw i może mieć pewność, że kończący się rok zakończy na pozycji lidera. W przyszłym tygodniu podopiecznych Arkadiusza Palucha czeka pauza, a trzeciego dnia stycznia kolejny arcyważny mecz, z aktualnym wiceliderem.
Po raz kolejny w ekipie Tornada zabrakło Rafała Golby, który mimo wcześniejszego zgłoszenia do rozgrywek, prawdopodobnie nie pojawi się na żadnym ze spotkań. – Rafał ma za sobą ciężką rundę, jest poobijany, dość długo grał z kontuzją i zadecydowaliśmy, że damy my odpocząć – wyjaśnił opiekun Tornada.
Po dzisiejszym szlagierze rozciągnęła się nieco klasyfikacja strzelców. Samotnym liderem został Jaros, który ma na koncie już 11 goli, za jego plecami plasuje się Kraśnicki z 9 trafieniami, a na trzecie miejsce niespodziewanie wskoczył Piotr Gajek z Ujemnego Bilansu. Za „pudło” spadł Adam Szydełko, który zdobył dziś jedną z bramek dla Tornada.
- Planu na pierwszą rundę jeszcze nie wykonaliśmy, bo czeka nas mecz z Ujemnym Bilansem, a po naszej postawie widać, że na mecze z tymi teoretycznie słabszymi zespołami wychodzimy jakby mniej skoncentrowani. W starciu z Tornadem, czyli niewątpliwie bardzo silnym zespołem, potrafimy zagrać zmobilizowani, spełnić zadania taktyczne, i tak to wyglądało. Zagęściliśmy środek, wykorzystywaliśmy swoje kontry i wygraliśmy. Cieszę się, że Łukasz stanął w bramce, bo choć ja widzę go między słupkami, to on woli na hali pograć w polu, ale jakoś udaje nam się to pogodzić –mówił po meczu wyraźnie zadowolony Arkadiusz Paluch.
Nieco gorszy humor miał jego vis a vis, Mirosław Zieleń, który przegrał bitwę, ale wieży w wygranie wojny. – Wulkan obnażył wszystkie nasze słabości. Graliśmy wolno, schematycznie, bez pomysłu na skonstruowanie akcji. Rywale zmusili nas do budowania ataków pozycyjnych, samemu grając z kontry, zdobywając tak niemal wszystkie bramki. Musimy przeanalizować i wyeliminować błędy, bo liga się jeszcze nie skończyła. Wcale nie ryzykowaliśmy, nasza gra opierała się na dwóch elementach- podanie do boku, podanie na ścianę i tak w kółko. Wulkan był szybszy, wyprzedzał nas, ale to jest piłka. Głowy do góry, gramy dalej!
Wulkan – Tornado 8:2 (1:0)
Jaros 4, Kraśnicki 2, Bochnia 2- Szydełko, Gut
Wulkan: Łuniewski (M. Leśniak) – Bochnia, Gałaszkiewicz, Jaros, Malik, Kraśnicki, Ł. Leśniak, Paluch, Szajer, Ziembowski
Tornado: Kroczak (Tusiński) – Białek, Dudzic, Franczak, Gut, Mikołajczyk, Nowosielski, Rabanda, Sułek, Szydełko
{gallery}galeria/sport/20.12.15_zhl_wulkan_tornado_fot_ewa_jakubowska{/gallery}