Pożary - przypadek czy dzieło człowieka?
LISOWICE. Na blisko 700 tys. zł ocenił swoje straty właściciel kurnika w Lisowicach koło Prochowic. Przez ponad 6 godzin strażacy z ochotniczej i państwowej straży pożarnej walczyli tam z ogniem. Dopiero dziś nad ranem akcja została zakończona. To drugi pożar kurnika w tej samej gminie w ciągu niespełna 2 miesięcy.
- Przyznam, że są to obiekty bardzo niewdzięczne z punktu widzenia akcji ratowniczej. Konstrukcje często są łatwopalne, z takich materiałów, w których pożar potrafi ukryć się głęboko i trzeba wiele pracy, by dotrzeć do źródła ognia. Takie pożary potrafią trwać nawet kilkanaście godzin - mówi Andrzej Szymański z legnickiej straży pożarnej.
Podobne zdarzenie, w tej samej gminie (Prochowice) miało miejsce na początku października we wsi Kwiatkowice. Tamtejszy kurnik spłonął wówczas doszczętnie.
- Oczywiście wszystkie wersje musimy brać pod uwagę, ale nie łączymy tych przypadków. We wczorajszej sprawie w Lisowicach- z tego co wiem - jest świadek, który mówi, że pożar powstał przy piecu. W przypadku z października, gdy spłonął kurnik w pobliskich Kwiatkowicach, biegły z zakresu pożarnictwa stwierdził, że doszło do zwarcia instalacji elektrycznej - mówi Sławomir Masojć z legnickiej policji.
W obu przypadkach nikomu nic się nie stało, ale nie udało się uratować kurcząt. W Kwiatkowicach w pożarze zginęło 40 tys. ptaków, a wczoraj – w Lisowicach 19 tys.